Gwarki 2011 czyli trudna notatka końsko – egzystancjalna

Marzy mi się śniadanie do łóżka.
Takie pseudoniedzielne śniadanie z parówkami, tostami, jajecznicą, keczupem, wielką białą kawą i bzdurnym porannym programem w tv, gdzie gadające botoksy nad atrapą filiżanek spuszczają się w temacie bobrów na dupsku jakiejś gwiazdy.

Marzy mi się powolne wciąganie parówy za parówą, zagryzanie czosnkowym chlebkiem, siorbanie kawulca. A wszystko to bez zbędnego pośpiechu. Bez tworzenia planów na cały dzień.
Zająć się jedynie swoim żołądkiem. To by było wspaniałe.
Może nawet pozwoliłbym kotu siąść obok siebie, dałbym mu powąchać parówkę, a gdy chciałby już ją porwać – dałbym ją psu by zdjadł na oczach kota. Niech sobie za dużo nie myśli bydlę miałkate.

Jestem wykończony. Padam na twarz, zasypiam na stojąco, bolą mnie mięśnie, o istnieniu których nie wiedziałem. Od 2ch tygodni nie mam okazji wyspać się do porządku, nie mogę spokojnie podrapać się po dupsku. Odnoszę wrażenie, że niczym Truman biorę udział w jakimś dziwnym show na żywo:
“Jak wkurwić 30latka?”

Zadanie pierwsze za 300 zł: zadaj 30latkowi jak najgłupsze pytanie, używając wszystkich poniższych słów “myszka”, “monitor”, “program”, “automatyczna dojarka do krów”.

Zadanie nr 2 za 1000 zł: “Pytaj wciąż ‘dlaczego nie działa mój ekspres do kawy?'”. Pierwsza osoba która na pytanie “Dlaczego…” uzyska odpowiedź “bo nie ma gówna psiego” – dostaje bonus 500zł

Zadanie nr 3 za 1500 zł: “Zrób gwoździem dziurę w monitorze i awanturuj sie z 30latkiem, że to na pewno efekt działania nowego programu komputerowego”. Osoba, która uniknie wsadzenia w dupę stojaka na parasole, dostaje bonus 800 zł.

Koszmar.

Jest jednak jeden plus. Dotrzymałem słowa i wróciłem po pół roku do szkoły. Miło było poczuć zapach ciemni o poranku. To jednak temat na inny wpis.

Miało być końsko i do tematu koni wszystko pełznie. Miałem bowiem okazję poznać Gwarki od 2giej strony. Sam nie wiem, czy tej lepszej, czy tej gorszej.

Gwarki – każdy kto ma jakieś zwoje mózgowe bez problemu wygoogla, że chodzi o imprezę w Tarnowskich Górach – nie ma więc co ukrywać lokalizacji wydarzeń. Coroczny przemarsz barwnego korowodu przyciąga z okolicy tłumy gapiów chcących zobaczyć, jak wygląda jakaś historyczna pramaciora w bryczce/na koniu, w stroju z epoki.

Odnoszę wrażenie, że wraz ze wzrostem ilości gapiów, zmniejsza się poziom ich inteligencji, a instynktowne odruchy które na codzień podpowiadające jak nie zginąć, ustępują zabawom w stylu “w jaki sposób mogę najbardziej narazić na niebezpieczeństwo siebie i konie w korowodzie”. W przyszłym roku będę postulować przed Gwarkami o możliwość wykonywania kar cielesnych na gapiach, łącznie z chędożeniem niektórych niewiast z tłumu.
Zastanawiam się jeszcze, czy na trasie korowodu nie rozstawiać stosów przeznaczonych dla inteligentnych inaczej mam, podpowiadających swoim dzieciom: “idź bliżej konika to zrobię Ci zdjęcie”.
…No ja pierdole, kobieto, jeśli nie dojrzałaś do bycia matką, albo świat zewnętrzny przerasta możliwości Twojego instynktu samozachowawczego, to staraj się nie wychodzić z kuchni, a najlepiej zaszyj sobie dupsko by nie mnożyć potomstwa, a wraz z nim zagrożenia dla dzieciaka, siebie i otoczenia.

Całe szczęście, że podczas pochodu ochrona z policją dzielnie pilnowały porządku, starając się przeganiać z trasy przemarszu “damy o twarzach niezmąconych myśleniem”. Chyba pierwszy raz cieszyłem się widząc machającego pałką mundurowego… Oczywiście na koniach robiło to średnie wrażenie; ogiery z politowaniem patrząc na precjoza w dłoniach ochrony myślały zapewne “z czym mi tu startujesz chłopie, toż to jakiś patyczek a nie pała, gdybym ci pokazał jak wygląda prawdziwy zaganiacz, MÓJ ZAGANIACZ, to byś miał do końca tygodnia koszmary.

Jestem wykończony. Może wynika to z faktu, że pierwszy raz wspierałem organizacyjnie takie wydarzenie, asekurując jednocześnie konie, doglądajac trzech zestawów, robiąc zdjęcia, cholera wie co jeszcze. Teoretycznie całość nie była jakoś specjalnie przerażająca… jednak wypalała niezmiernie.
Z pewnością największe obawy mogły mieć podczas imprezy konie, obserwowane, oklaskiwane, wskazywane palcami przez rozentuzjazmowany tłum. Chyba nawet raz czy dwa, ogierek pod moją opieką bez mała spanikował dostrzegłwszy niewiastę wpatrującą się w niego wzrokiem sugerującym, że ta jest gotowa go zjeść. Sadząc z rozmiaru wspomnianej damy, byłaby w stanie to zrobić dorzucając do całości tłuczone ziemniaczki, trzy hamburgjery i ciasto dyniowe na deser. Jak dobrze, że jesteśmy cywilizowanym krajem… Przynajmniej teoretycznie.

Gwarki. Do tej pory znane jedynie od strony widza: jakiś koncert, dużo piwa, więcej nie pamiętam – co nie oznacza, że nie uczestniczyłem w innych wydarzeniach. Gdy w tym roku brnąłem kompletnie trzeźwy przez imprezę – byłem przerażony. Takiego syfu nie widziałem nigdy w życiu. Centrum Tarnowskich Gór wyglądało jak pole zawodów w rzyganiu i sraniu w najbardziej zaskakujących miejscach. Jeśli jeszcze byłem w stanie udźwignąć emocjonalnie obraz nawalonej gównarzerki obok stoiska z którego sprzedawano w kielonkach wódę o jakże wdzięcznej nazwie Kurwica, tak zniszczył mnie totalnie obraz pawia dumnie prezentującego swoją zawartość niecały metr od budki z lodami. No chyba, że był to zamierzony zabieg marketingowy:
– gdzie są dobre lody?
– tam, obok pawia na rogu.
– tego z kawałkami kebaba?
– nie, przy tym po kebabie są dobre oscypki. dobre lody są przy pawiu z kawałkami prażonych orzeszków.

Genialna wizytówka miasta.  Genialna… Niech mi ktoś kiedyś powie, że na Woodstocku jest syf… Wyślę go na Gwarki.

Dwa dni po całej imprezie zaczynają ze mnie powoli opadać emocje. Pomimo wszystko to była udana impreza. Najwspanialsza-Z-Żon przeżyła pochód, żadnemu z naszych koni nic się nie stało, pogoda dopisała. Jesteśmy cali i zdrowi – to jest najważniejsze.

Zastanawiam się jeszcze, jak potoczyły się dalsze losy husarza, który miał nieco mniej szczęścia jeśli chodzi o wyjście w całości z imprezy. Szalejący pod jeźdźcem koń sprawił, że jegomość wystartował z siodła do lotu. Dziwne, bo niby miał skrzydła, jednak zamiast polecieć do góry – zdecydowanie poleciał w dół.

Temat gwarków 2011 uważam za zamknięty.

Możesz również polubić…

4 komentarze

  1. Anonimowy pisze:

    nie wiem czy wiesz ale parówki o których marzysz robią z końskich "zaganiaczy" 😉

    pzdr
    krot

  2. Anonimowy pisze:

    te drobiowe tez?? 🙂 😛

  3. a_patch pisze:

    A ja myślołech, że z papieru…

  4. nie mowcie, te zagramaniczne sa z czegos jeszcze gorszego, po Szwecji marzylem o naszych drobimexach

Skomentuj Anonimowy Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *