Sobota. Godziny z lekka poranne.
W drodze do pracy pojawia się pomysł by wpaść do piekarni “po coś do kawy”. Oczywiście “wpadniemy” po coś do kawy, “zjemy” przy kawie, “kupimy” w piekarni, ale ruszyć dupsko po paszę to kutfa muszę ja.
Wypełzam z samochodu i ruszam przez parking klnąc na czym ziemia stoi. Przedzieram się przez stada rozszczebiotanych klientek pobliskiego Lidla, emocjonalnie szykujących się do jutrzejszej niedzieli:
– a ty wiesz kochana, jaką Nowakowa ostatnio sukienkę do kościoła założyła?! Proszę ja ciebie kolana jej było widać!
– patrz Krystyno moja droga, człowiek myśli że ona taka porządna sąsiadka, kobieta, matka, a tu taka kurew babilońska pod nosem nam zamieszkała!
– a najgorsza ta jej starsza córka! Ty wiesz, że ona proszę ja Ciebie do kościoła chodzić nie chce i sobie podobno – Hela spod czwórki mi mówiła bo jej rozmowę przez telefon słyszała – kolczyk w TYM miejscu zrobiła?!
– jak to w TYM MIEJSCU?!!? To że jak, zaszyła sobie?!?!
– a bo ja wiem, słyszałam tylko tyle, co Hela słyszała…
Omijam plujące jadem niewiasty zerkające na mnie z obrzydzeniem. Widocznie skóra i arafata są równie źle postrzegane co kolczyki założone TAM.
Kilkanaście kroków później wchodzę do piekarni. Od razu uśmiech gości na mej twarzy: po prawicy dumnie prezentują się strucle i jabłeczniki, za szkłem ciastka wszelkiej maści okazują swe wdzięki, kawałek dalej srylion rodzajów bułek kusi niczym cycaty ssak leśny na parkingu przy DK88.
Jestem szósty w kolejce. Szybko analizuje zawartość półek, układam we łbie listę zakupów i z nudów zaczynam przyglądać się zamieszaniu z przodu:
Babcia w bereciku z antenką zgiętą prawostronnie rozpoczyna manewr wymijania stojącej przed nią babci bez berecika, ale za to z solidnej wielkości kryką. Krykata zerka podejrzliwie na Antenkową, przysuwając się bardziej do stojącej przed nią staruszką w bladozielonym paltociku.
Antenkowa wykonuje nietypową zagrywkę taktyczną: bierze głęboko powietrze, po czym ku przerażeniu zebranych – odkasłuje coś, co po brzmieniu odcharknięcia wnioskując musiało być stare niczym Całun Turyński.
Wsadzam nos i usta głębiej w arafatę, by przez przypadek nie wciągnąć prabakterii rozsianych przez Antenkową. Jednocześnie widzę, jak Krykata z obrzydzeniem robi krok do tyłu. Na to właśnie czekała Antenkowa: zdecydowanym krokiem przesuwa się w kolejce o jedno miejsce do przodu.
W tym momencie pada z ust Krykowej sakramentalne…
– …ale pani tu nie stała!
– no jak nie stałam jak stałam, tylko poszłam na ladę patrzeć i pani przyszła i stanęła tam gdzie ja stałam!
Krykata zaciska dłonie na lasce. Oceniam szybko ciężar i zasięg broni – jeśli sieknie tym Antenkową w twarz, to nie obejdzie się bez szycia. To mogą być ciekawe zakupy.
W międzyczasie Antenkowa trafia przed ladę atakowana przez Krykową:
– no wepchła mi się pani a ja sernik muszę kupić a ostatni kawałek jest i ja tego tak nie zostawię!
Ubawione ekspedientki zaczynają szeptać coś między sobą. Nie zdziwię się, jeśli robią zakłady która ze starowinek wygra starcie. A sernika faktycznie widać tylko jedną blachę.
– ale proszę panią! – stwierdza Antenkowa – ja po sernik tu nie przyszłam tylko po pieczywo!
– …jak nie po sernik?
– no po bułki i chleb, droga pani!
Widocznie Krykata chce uniknąć niepotrzebnych zatargów, odpuszcza więc Antenkowej:
– a to kupuj pani!
Antenkowa dumna niczym kura po zniesieniu kwadratowego jajka prostuje się przed ladą i ze stanowczością w głosie stwierdza:
– dzień dobry! Pinć bułek, pół chleba wiejskiego i ten kawałek sernika co został poproszę!
– ożesz ty stara blazo zakłamana – wydarła się za nią Krykata – ja ci dam sernik ty…
W tym momencie wkraczają do akcji ekspedientki rozwiązując problem przez wniesienie z zaplecza kolejnej tacy z sernikiem. Zawiedzeniu kolejkowicze wiedzą już, że dziś nie będą świadkami piekarniczego rozlewu krwi…
Kilka minut później obładowany pachnącymi dobrami maszeruję do samochodu. Mijam jedną z dwóch Lidlowych klientek gorączkowo dyskutującą o czymś z kolejną znajomą. Do mych uszu dociera jedynie…
– … no i od tej Marty spod siódemki słyszałam, że Hela słyszała, że córka Nowakowej to sobie ZASZYŁA!
*****
Kilka dni wcześniej.
Sklep na osiedlu. Szukamy z Najwspanialszą-Z-Żon jakiejś paszy do piwa z okazji dzisiejszego wieczoru filmowego. Na półce milion pińcet różnych paczuszek czipsów, więc nie ma w czym wybierać.
Najwspanialsza-Z-Żon przewieszona przez półkę, zanurzona od pasa po czubek głowy w stercie towaru wybiera Tę Jedyną Paczkę.
Po kilku minutach gmerania podaje mi dwie paczki pytając:
– które wziąć, te, czy te? hm, albo nie. Te ty też lubisz, więc wezmę tamte żebyś mi tych nie wyżarł.
Tak. Czasami nawet ja nie wiem co powiedzieć.
:))))) dzięki za ten tekst!!!
Ale się uśmiałam :)))
Jesteś genialny!!!
Ty na którą z nich postawiłbyś forsę, gdyby doszło do pojedynku? 😀
Na Krykatą – nie znam rzeczy, która przetrwałaby stając pomiędzy człowiekiem a jego ulubionym sernikiem!
Haha 😉 Jesteś mistrzem;)
'Dzień Świra' na żywo 🙂
Czyli można się jej spodziewać w kolejnej edycji KSW – walka wieczoru z Pudzianowskim 😀
musiałem sprawdzić w góglach, co to jest "kryka"
p.
Nic dodać, nic ująć, samo życie.
a nie słyszałeś czasem nr telefonu do tej Nowakowej z kolczykiem TAM?… no wiesz, tej co sobie niby zaszyła ?
😉
Jeśli poszła w mamusię to chyba lepiej, że "sobie zaszyła". Może dzięki temu wygaśnie ta pula genowa… Oj fatalny fenotyp, oj fatalny…
Lubię Twoj styl pisania.
I zdawało Ci się, że powietrze jest "free", do czasu aż kupiłeś torbę czipsów.
świetny tekst! będę wpadać tu częściej :)a sama zapraszam do siebie na http://zabieganaaania.blogspot.com/