Ranny wojenne

Ostatni dzień przed świętami.
Jak się okazało, narodziła się nowa tradycja. Fundamentem tej tradycji jest ciasto, a zwieńczeniem farsz. Znaczy się, że pomoc do lepienia uszek jest potrzebna już i teraz, więc trzeba udać się do Teściów, gdzie od rana Najwspanialsza-Z-Żon wspiera czynem wszelakie kuchenne rewolucje. I tak trzeci albo czwarty rok z rzędu dane mi jest wałkować, wycinać, miąchać i zagniatać…

Niedziela wieczór. Okopany w kocach wygrzewam kościec w towarzystwie psa warczącego przez sen. Po prawicy aromatyczna kawa, pod plecami sterta poduszek, na kolanach komputer. Święta czy nie święta, pojeździć czołgiem trzeba!
Zerkam na zegarek – nadchodzi moment, gdy należy wyplątać się spod koców i iść walczyć z uszkami. Delikatnie budzę psa spychając go nogami na ziemię. Wnioskując z rabanu jakiego narobił podczas lądowania, Merdaty obudził się podczas lotu, gdzieś w połowie drogi pomiędzy kanapą a podłogą.
Gapię się z politowaniem na psa starającego się ogarnąć zaspanym zwojem mózgowym,  dlaczego jest na ziemi a nie na kocu… Z wyrazu jego pyska leje się inteligencja niczym z niedzielnego kazania w Pipidowie Dolnym.

Niecałe pół godziny później stoję w przedpokoju Teściów. I tak stoję. I patrzę. Po 2giej stronie pomieszczenia stoi kot. I tak na mnie patrzy. I tak stoimy sobie.

Ożesz miaukata jego mać, zapomniałem, że tymczasowo pomieszkuje tu to… bydlę.

Nic to, omijam śmierdziela szerokim łukiem, niby przypadkiem trącając go kilka razy stopą i kieruję się do kuchni. A tam… garmażeryjne epicentrum! Tu uszka, tam pasztet, obok martwa kaczka wypina ponętnie swój wydepilowany zadek, jakby mówiąc: ‘wypchaj mnie, wsadź we mnie swój wielki i twardy baton farszu,  ty… ty… ty, co lubisz sobie rączką w kaczym kuprze pogmerać!’.
No święta nadchodzą pełną dup… gębą!

Szybko wpadam w wir prac, tu uszko, tam pęczek do pociachania, tu ciasto do wyrobienia i zerkam tylko w stronę drzwi co chwilę widząc, jak na progu przechadza się ON! I pomiaukuje patrząc tymi swoimi kaprawymi ślepiami w stronę kaczego farszu. Ja wiem, śmierdziel coś planuje. One ZAWSZE coś planują! Mam się więc na baczności, na wszelki wypadek mając zawsze w zasięgu ręki zmywak. Wszak nic tak idealnie nie powstrzymuje kocich planów, jak solidny strzał mokrą ścierą w kaprawe lico!

Późny wieczór. W końcu wolna chwila, można siąść na kanapie, nogi rozprostować. Kacza dupa załadowana farszem radośnie pyrka w piekarniku, uszka się gotują, pachnie zacnym jadłem.
Podchodzi kot. Atmosfera od razu siada. Fałszywe bydlę niby to się ociera o nogi, niby mruczy i na kolana chce wejść, lecz ja wiem… Ja dobrze wiem! Chwila nieuwagi i zaraz spróbuje mi przegryźć krtań, rozdrapać żyły, albo co gorsza siąść na moim laptopie!
NIE ZE MNĄ TE NUMERY! Biorę bydlaka na ręce. Śmierdziel mruży niezadowolony oczy kładąc uszy po sobie. Gapię się na niego, on na mnie. Taki ładny kociak kiedyś był, a teraz taka włochata, pucołowata parówa! Łapię bydlaka za policzki i robię mu…
– a ti ti ti bobasku!
Wkurwiony kot zaczyna mrauczeć z niezadowolenia.
– a titititit, ti ti ti, gruba miaukata świnko!
…kontynuuję pieszczoty. Kot ma wyraz twarzy, jakby ktoś mu przed chwilą załadował czopek tępą stroną do przodu.
– a ti ti ti…

JEB!

Otwieram oczy. Kot zwiał z kolan i oblizuje się niezadowolony pod telewizorem patrząc na mnie z satysfakcją. Zdziwiony tym co zaszło, chcę podrapać się po brodzia, gdy nagle czuję…
Kap!
Kropla krwi spadła mi na dłoń. I nos mnie zaczyna piec. Kurwa..
Idę do lustra. Lewą stroną nozdrza idzie rana cięta plująca krwią na lewo i prawo. Stoję przed tym lustrem i powoli dochodzi do mnie tragiczna rzeczywistość…
 – Kasiaaaaaaaaa!!!!!!
Najwspanialsza-Z-Żon odpowiada gdzieś od strony kuchni:
– no?
– Ja chyba krwawię!!!
– Jak to krwawisz, coś znów zro… Czym znów żeś sobie nos pociął!?!?!?
– No jak to czym, kotem…

*****

Minęło pół godziny. Siedzę na kanapie z nosem ufaflanym jakąś maścią. Krew się już nie leje, nos piecze jakby mniej. Z 2go końca pokoju zerka na mnie bydlę miaukate. On już wie. Ruszył kamyczek, który wywoła lawinę. Śmierdziel rozpoczął WOJNĘ!

Skupiam się na telefonie. Ja tego tak nie zostawię. Śmierdziel najpierw kopie w swojej sralni, a później mnie tą samą łapą po pysku strzela? O nie, w tej bajce tak nie będzie! Uśmiechając się złowieszczo pod nosem, zerkając co chwilę w stronę kota, instaluję na telefonie Air Horna.

Spróbuj tylko na chwilę zasnąć, pchlarzu jeden…

Możesz również polubić…

7 komentarzy

  1. nisza_E pisze:

    No i kolejna tajemnica 30 latka rozwiązana :>

  2. 30lat pisze:

    Jaka tajemnica? ;>

  3. konik polski pisze:

    . . .a trzeba było kota nie wkurzać. . . ?

  4. 30lat pisze:

    A myślisz, że tak się da?

    Już Pradawne Ludy Słowiańskie kierowały się w życiu prawdą:

    Wkurzajmy koty, koty wkurzać trzeba,
    kto wkurza koty, ten idzie do nieba!

    A że jestem tradycjonalistą… };->

  5. e. pisze:

    Zemsta będzie słodka 🙂

  6. Łapka pisze:

    Niech Cię polot, wena i zgryźliwość w Nowym nie opuszczają i …oby kocie blogerki nie trafiły na Twój ślad…

  7. krotom pisze:

    Imię małżowiny pewnie…albo to, że możesz grać w czołgi tylko wtedy, gdy Jej nie ma w domu 😉

Skomentuj Łapka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *