Remontowo.

Wiosna przyszła. W końcu.
Nastki z pobliskiego gimnazjum radośnie wywalają na słońce gołe nery, nęcącą przy tym wylewającymi się przez spodnie wałkami tłuszczu. Gimnazjalni Rycerze Ortalionu przyodziali odświętne, białe dresy, by po doprawieniu całości garstką żelu odpowiednio się prezentować podczas polowania na właścicielki trzęsących się boczków.
I stoi cała ta Przyszłość Narodu przy ławce pod oknem i drze te ryje przekomarzając się całymi dniami.
Ja pierdykam, ale im zazdroszczę.
Znaczy się tej beztroski, nie dresów. Ani tym bardziej boczków.

Tak, przyszła wiosna. Radosne promienie słońca wpadają do mieszkania oświetlając widok jak po bitwie. Dziurawe ściany, podłoga upieprzona gipsem, wszędzie w ilościach zastraszających wala się tynk, gładź, podkłady, kleje i farby. Zupełnie jakby Najwspanialsza-Z-Żon robiła sobie makijaż.
Stoję pośród całego tego kurwidołka zastanawiając się, czy nie lepiej jednak było zostać w lepiance i srać za krzakiem. Wszystko wtedy byłoby takie proste…
Ogarniam wzrokiem otaczający mnie chaos. Takiego obrazu zniszczenia nie było mi dane oglądać nawet wtedy, gdy śpiący Miałkaty wystraszony wuwuzelą wpierdolił się w karton z ozdobami świątecznymi. Biorę do ręki szpachlę, nakładam kolejną porcję gładzi, pora wracać do roboty…

*****

Remont trwa.
O ile udało nam się w miarę sprawnie ogarnąć temat paneli, ścian i sufitu, tak stoi ością w gardle problem kaloryfera. Bo wymiana kaloryfera to nie jest prosta rzecz. Bo trzeba spuścić wodę z całego pionu, albo zamrozić rurę. O ile jeszcze oba tematy da się załatwić kilkoma telefonami, tak znalezienie i zakup nowego grzejnika jest już operacją podobną do szukania perły w półpłynnym gównie za pomocą pękniętego patyczka.
Nie, nie można przyjść do sklepu i powiedzieć:
– potrzebuję kaloryfer.
– a jaki ma być?
– biały i metrowy.

Nie, tak się nie da. Zakup kaloryfera jest operacją równie problematyczną jak wysłanie człowieka na księżyc. Trzeba bowiem znać wielkość powierzchnię i/lub kubaturę mieszkania, wartość zmiennych wynikających z ułożenia mieszkania w pionie, poziomie, piwniconie, kutafonie i chujonie. Następnie określamy moc nominalną żeberka starego kaloryfera by przekonać się, że suma mocy nominalnych nie pokrywa się z mocą wymaganą do zagrzania mieszkania. Należy więc wyliczyć nominalną moc odpowiednią do powierzchni pomieszczenia, podzielić to przez nominalną moc żeberek, a następnie wsadzić sobie w dupę te informacje bo nowe kaloryfery żeberek nie mają. Pobieramy więc dane o mocy z ulotki, dzielimy to przez długość kaloryfera, dodajemy na wszelki wypadek jakąś losową wartość, dzielimy całość przez długość fujary i z wynikiem udajemy się do sklepu.
– jaki kaloryfer ma być dla pana?
– koleś, nie wkurwiaj mnie, daj pierwszy lepszy z brzegu.

A później się okazuje, że rozstaw rurek się nie zgadza i trzeba całość powtórzyć od początku.
Coraz bardziej jestem przekonany, że wsadzenie sobie w dupę kostki rubika i ułożenie jej ruchami persystaltycznymi jelit jest o wiele prostsze niż dobranie i kupno zasranego grzejnika.

*****

Godzina siódma rano. Praca. Moje drugie królestwo. Cisza, spokój, czysto, nigdzie nie walają się materiały budowlane. Można dotknąć ściany i się nie upieprzyć.
Siedzę. Siedząc, z góry obserwuję łaskawym okiem świat leżący u mych stóp.
Osiadłem na należnym mi miejscu. Na tronie śnieżnobiałym. Stopy swe łaskawie złożyłem na kafelce błyszczącej, delikatny szum wody pieści me uszy, muszla nuci nieśmiało prastare historie o bohaterach krain podwodnych.
Siedzę na tronie, jestem władcą, w prawicy dzierżę telefon, lewicą drapię się po nagim półdupku, albowiem siedzę na klopie.
I sram.

Leniwym wzrokiem patrzę na dłonie. Spod paznokcia zerka na mnie odrobinka zaprawy która jakimś sposobem przetrwała szorowanie rąk. Patrzy na mnie. Ja na nią. Ona na mnie.

– sraj sraj – zdaje się mówić zaprawa – sraj i ciesz się chwilową czystością. Po pracy znów wrócisz do domu, by nakładać, szlifować i polerować, MUAHAHAHHAHA!!!!

O ja pierdolę…

Możesz również polubić…

11 komentarzy

  1. Andźka pisze:

    Wymiękam! A tak na poważnie- na prawdę nadal noszą białe dresiwa? W pracy mam widok na (o zgrozo!) krzaki ze spędówą młodzieży szkolnej i takowych spodni nie zauważyłam 😉 U mnie za to dominują dziewczyny z wylewającymi się bokami i rycerze z fajką w ręku, którzy tych boków strzegą…

  2. Anonimowy pisze:

    Jak zwykle się uśmiałam:D
    Zazdroszczę Ci tego widoku dresów serio. U nas rycerzyki "robią się" na hipsterów(niedawno poznałam tę nazwę) czy innych skejtów(którzy kiedyś kojarzyli mi się z chłopakami z klinem w kolanach, jednak zostałam szybko uświadomiona, że dzisiejszy skejt to zupełnie coś innego), którym spodnie wrzynają się we wszystkie możliwe miejsca, grzywka zasłania świat, w ręku e-fajka i jedziemy. Boję się co będzie za kilka lat

  3. J. pisze:

    🙂
    poszukiwania kaloryfera mnie wzruszyły 😛

    u mnie dziś od rana gimbuski zasuwały w letnich szortach …

    (szczękając ząbkami:P)

  4. Anonimowy pisze:

    mnie urzekł złowiezszczy smiech na końcu 😉
    pozdr.
    K.

  5. Anonimowy pisze:

    A mnie zdecydowanie urzekł pomysł z układaniem kostki Rubika, za pomocą ruchów perystaltycznych jelit ;D Wyobraźnia pracuje ;D

  6. Anonimowy pisze:

    a ci co maja majty podciagniete pod pachy, a spodnie wiszace przy kolanach do jakiej grupy naleza? bo takowy osobnik zawsze przede mna zasuwa jak do pracy ide…

  7. 30lat pisze:

    Hm… Pieluchersi? 😉

  8. Anonimowy pisze:

    Wiecie jaka jestem dumna z Najwspanialszego-z-Mężów za ten remont? A lat kilka kłóciliśmy się żeby cokolwiek z tym mieszkaniem zrobić… :))
    Najwspanialsza-z-Żon

  9. Axles pisze:

    Zajebiste jak zwykle, nic tu więcej dodawać nie trzeba.

  10. Andźka pisze:

    To jest polisz gangsta! 🙂

  11. sugared pisze:

    dokładnie, niemal płakałam ze śmiechu 😉

Skomentuj 30lat Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *