Powroty

Powroty po trzech dniach w błocie brudzie i mają w sobie coś magicznego.
Łza się kręci Prawdziwemu Samcowi na widok prysznica, kuchenkę gazową chce się cmoknąć w palnik, a sedes to by człowiek najchętniej otoczył ramionami w czułym uścisku. I jedynie wspomnienie tego, co po ostatniej imprezie lądowało w sraczu powstrzymuje Prawdziwego Samca przed wylewnym okazaniem czułości bakelitowemu tronowi…

Nawet powrót do pracy po takim weekendzie boli jakby mniej. Parszywe Bydlę Miałkate wydrukowane na kubku po prawicy zerka jakby łaskawiej, kawa jest lepsza, monitor świeci przyjaźniej nie wypalając dziury w mózgu. Tylko użytkownicy niezmiennie starają się człowieka wykończyć swoją kreatywnością: “Panie Emilu, nie wiem czemu, ale jak zaczepiam nogą o zasilacz to mi się komputer wyłącza”.

Powroty są dobre. Szczególnie gdy w domu można powiedzieć Najwspanialszej-Z-Żon: wspiąłem się, nie odpadłem, nie rozpłakałem, a po chwili wspiąłem się jeszcze raz! I ta duma, gdy na pytanie…

– a co mi przywiozłeś

…można odpowiedzieć zgodnie z prawdą:

– Najwspanialsza Żono, raduj się, albowiem Twój samiec przytargał do domu własnoręcznie odkopane skarby wykrywaczem namierzone! Oto dla Ciebie o Pani moja łuska z jakiegoś działka, kula z karabinu skałkowego, oraz złoty pitnaście co w piachu wygrzebałem!

Mina Najwspanialszej-Z-Żon mogła sygnalizować jedną z 2ch rzeczy: albo dostanie zaraz ataku sraczki, albo moje dary nie trafiły w gusta Niewiasty. Kurwa, to człowiek się stara, niewybuchy jakieś i czołgi odkopuje narażając się na wysadzenie średniowieczną, zakopaną w lesie machiną oblężniczą, a tu żadnej radości, euforii, czy nawet wdzięczności. To następnym razem z wyjazdu przywiozę chlamydię i syfilis, o!

Poniedziałek, piąta pięćdziesiąt. Prawdziwy Samiec przeciąga się leniwie, drapiąc się czule po jajach. Pora zacząć nowy tydzień. Rzut oka na telefon – prognoza pogody mówi jednoznacznie: pizga. Samcza twarz zaczyna się uśmiechać – tapeta na telefonie prezentuje ludzi zgromadzonych przy plującym iskrami ognisku. Jest jeszcze moment by na chwilę zamknąć oczy i wrócić do wspomnień: pod powiekami momentalnie pojawiają się dziury, skały, doliny, wyżyny, w uszach rozlega się echo rzygających po lesie towarzyszy obozowej niedoli, po plecach przebiega dreszcz na wspomnienie nocnego chłodu, zamarzniętych powiek, a następnie niezmiennie powraca pytanie – jakim kutfa cudem mam w boku namiotu dziurę wielkości studzienki kanalizacyjnej?!?!

Poniedziałek, godzina prawie-ósma.
Kawa wypita. Na dnie kubka została odrobina kamienia z czajnika. Minerały, psia ich mać.
Aha. A jak ktoś ma słabe kości, to musi kupić loda grubemu dziecku, które zjada kamienie i liże ściany. Tylko nie nie pamiętam, co miało z tym wspólnego ujeżdżanie brontozaura. Tak czy inaczej – niech mi nikt nie mówi, że podróże nie kształcą!

Możesz również polubić…

2 komentarze

  1. Axles pisze:

    O to będę chyba pierwszy. Widzę, że też eksplorujesz nieużytki z wykrywaczem metalu, ja rok temu zakończyłem moją przygodę bo nie było z kim chadzać.
    Wspis jak zwykle pierwsza klasa.

  2. Anonimowy pisze:

    Ze tak zapytam kiedy kolejna opowieść? Żyjesz? Po 30to i ja mam problem czy nadal chce mi się kurna Yc.

Skomentuj Anonimowy Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *