Banan

Trochę po szóstej rano. Miasto zaczyna się nagrzewać jak Radomianka na Trzy Cytryny. Śpiąc na oko lewe, okiem prawym staram się ogarniać otoczenie w drodze do pracy. W końcu głupio by było dać się zabić na pasach trochę po szóstej rano.
Przez ramię przewieszona torba, w torbie obleśna drożdżówka z serem. Magiczna drożdżówka. Drożdżówka sprawiająca, że ubrania w dziwny sposób zbiegają się w praniu.
Obok drożdżówki bułka, ser topiony i pomidory sztuk dwie. Znając życie pierwsze co zrobię w pracy, to siądę dupskiem na torbie, więc będę mógł je jeść słomką.

Krok za krokiem pełznę w stronę centrum dowodzenia wszechświatem. Po lewej jakiś najszczęśliwszy na świecie Pan Żul odpala 3/4 znalezionego papierosa, kawałek dalej damulka w panterce wysrywa psa przy wejściu do Biedronki. Pies po postawieniu cegły z wyraźna dumą na pysku obwąchuje swoje dzieło jakby upewniając się, że to co wczoraj zjadł to na pewno był zdechły szczur, a nie antygwałtka właścicielki.
A fe.

Ostatni przystanek przed wejściem do roboty. Warzywniak.
Warzywniak ma to do siebie, że można w nim kupić warzywa. Niby nic odkrywczego, ale to co ma najwspanialszego – ukryte jest przed wzrokiem kupujących. Wchodzę rzucając sympatyczne “dzdobry” i zerkam za beczułkę z kiszonymi ogórami. Tak… Za krańcem beczki, schowane pod drewnianą skrzynką są ONE. Omijane przez wszystkich szerokim łukiem, znienawidzone przez społeczeństwo, pogardzane, wyśmiewane…
…miękkie, plamiaste banany!

Nie rozumiem, nie ogarniam, nie mieści mi się w głowie, dlaczego ten cud natury jest tak nieprzychylnie traktowany przez ludzi?! Toż to najwyższa, najbardziej rozwinięta ewolucyjnie forma owocu, sama słodycz, pełnia smaku, aromat pieszczący nozdrza, wypełniający swoim bukietem kubeczki smakowe, kształt idealny do pochłaniania w ruchu, na rowerze, do trzymania w ręce, w twarzy, o tak, natrzyj mi klatę bananem, ty mała, brudna ekwadorska dziw…
…eeeeee. Tak i do tego banany są zdrowe.

Stoję więc w kolejce dziwiąc się, że kobieta robiąca przede mną zakupy, prosi o ładne, gładkie, żółciutkie bananiki, “tylko wie pani, bez tych ohydnych plamek”. Kupująca trzęsie się na widok jeszcze odrobinę zielonkawych owoców trafiających na wagę, a ja się zastanawiam czy poczułaby różnicę w smaku, gdyby zawiązać jej oczy i podawać na przemian ledwie żółtego banana i surowego ziemniaka.
Tfu!

– a dla Pana co będzie – zapytuje ekspedientka
– dla mnie te ruchome, plamiaste banany co tak ładnie pani je schowała przed kupującymi
– ile sztuk?
– wszystkie.

…a na wieczór po treningu będą banany miksowane z lodami i śmietaną. Tylko kurde, muszę to jakoś tak przemycić do pokoju, żeby ciuchy w szafie tego nie widziały.
Bo znów się wezmą złośliwie same poskurczają.

Możesz również polubić…

3 komentarze

  1. Aurora pisze:

    Smacznego! A ciuchy niech spadają na drzewo, banany prostować 😛 te żółciutkie, gładziutkie, bez ohydnych plam 😛

  2. Anonimowy pisze:

    Banany z plamami! Brrryyyy….

Skomentuj Anonimowy Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *