Agares

Czasami bywa tak, że podczas porządkowania katalogów, człowiek natrafi na coś, co go złoży. Najpierw na pół, później na cztery, aż w końcu połamie człeka do formy, w której jedyne co można zrobić, to zwalić się pod stół i wyć.

Agares. Nie był młody, gdy przyszedł ze schroniska. Nigdy nie był zdrowy i nigdy nie miał wyzdrowieć.

Był nieskończony.

W pamięci mam go jako wielkie, łaciate bydlę, sięgające do pasa, do piersi, do szyi, sięgającego pod niebo. Zdjęcia świadczą inaczej, w rzeczywistości nie był aż tak potężny, ale był dla mnie gigantem. Prawdziwym gigantem, na którym zawsze można było się wesprzeć, który zawsze wysłuchał. A jeśli trzeba – popatrzył na człowieka tym swoim cielęcym wzrokiem, zupełnie jakby chciał powiedzieć: “stary, weź się w garść, nie rób siary”.

Budowaliśmy razem coś od nowa. Był to dla nas obojga czas nowego początku. Układałem się w życiu ja, układał się w moim życiu pies, układaliśmy się wzajemnie obaj. Długo nam zeszło, zanim doszliśmy do porozumienia, ale gdy to już się stało…

Pierdoła, Pierdziawka, miał kilka ksyw. Każda była prawdziwa. Bo Agares potrafił uderzyć łbem w stół, spaść przez sen z fotela, wiecznie obsikiwał sobie przednie łapy. Moje -dzieścia czy -dzieści kilogramów łaciatego szczęścia.

Nie było ważne, że żarłem przez tydzień ryż, Agares musiał dostać swoje leki. Nie były ważne koszty, jakie generował, chodziło tylko o to, by merdał. Później nawet kłusował. Aż wreszcie galop. Pomiędzy zrywającymi się do lotu gołębiami, z psem sąsiada, na łące za przygłupią kaczką.

Dziś zastanawiam się jeszcze przez moment, czy nie można było zbudować mu jakiegoś wózka, wspornika z kółkami, by spróbować odciążyć mu przednie łapy, nie wiem, kupić coś, nie wiem… Dla tego psa byłbym w stanie wynaleźć napęd antygrawitacyjny by mógł się przemieszczać i żeby go nie bolało, żeby mógł robić wszystko to, co zwykł robić pies, ale prawda jest taka, że najlepsze co można było dla niego zrobić, to uśpić.

Był diabelsko inteligentny. Gdy załapał, że jest chwalony za głośne bekanie, przychodził do człowieka i zarzucał odberrrrrrknięciem, którego i ja bym się nie powstydził. To właśnie zrobił kilkanaście minut przed wpakowaniem mu w żyły świętego spokoju: beknął jakby dopiero zaprzełyczył kufel zimnego piwska, popatrzył, zamerdał.

W nagrodę dostał zawartość dwóch strzykawek.

Zawsze będą wątpliwości, ZAWSZE.

Możesz również polubić…

3 komentarze

  1. A. pisze:

    Pozwolenie odejść przyjacielowi jest najtrudniejszą decyzją ale słuszną kiedy pomimo jego radości życia, żyć mu ciężko.

  2. Myszka pisze:

    Znam to uczucie aż za dobrze. Moje 50 (lub lepiej) kg futrzanego szczęścia tez zaczęło w 10 roku życia bardzo chorować. 3 podejmowalam tę decyzję…. to boli do dziś

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *