Obey

Jakaś wścieklizna zapanowała dziś na świecie. Wszyscy na siebie warczą: matki na dzieci, dzieci na siebie, użytkownicy na przełożonych, ojcowie na matki, matki na kasjerki, kasjerki na komputery, tylko ochroniarz ewidentnie ma wszystko w dupie i liczy na to, że w końcu ktoś podpierdzieli batonik i będzie mógł niczym kawaleria wkroczyć do akcji glebując batonikowego terrorystę, jednocześnie waląc gazem pieprzowym na lewo i prawo.

Coś wisi w powietrzu. Jakimś magicznym sposobem udało mi się dojechać do mieszkania nie taranując w akcie uniesienia otępiałych przechodniów pakujących się pod koła. Udało mi się nie urwać drzwiczek od skrzynki i otworzyć drzwi mieszkania normalnie, kluczem. Bo przecież mogłem otwierać z kopa.

Bo idzie długi weekend, więc wszyscy mają jakąś dziwną wściekliznę. W końcu przez jeden dzień będą zamknięte sklepy, to też grozi nam śmierć głodowa. Trzeba kupić na zapas wodę, pieczywo, szynkę co to akurat jest w promocji, no i piwa dużo trzeba. To ostatnie akurat mógłbym zrozumieć.

I tak siedzę sobie pod blokiem na ławce, patrząc na te wszystkie Matki Polki zapierdzielające z siatkami, na tych ojców roku drących się po równie rozpieszczonych, co i rozwrzeszczanych bachorach, patrzę i myślę – dlaczego? Po co? Nie szkoda ludziom nerwów?

*****

Godzina chyba siedemnasta. W TV mówią o długim weekendzie. Że kościół pozwolił grillować. Że pogoda pozwoli na spacer, ale nie pozwoli na opalanie – przerzucam kanał – długi weekend najlepiej spędzić na sportowo, zaopatrując się wcześniej w promocyjne zestawy – przerzucam kanał – kiełbasa na majówkę, świetna smaczna, można ją mieć za jedyne – przerzucam kanał – nie powinniśmy smarować chleba zwykłym masłem bo zatka się żyła, aorta, serce, pewnie dupa też się zatka – przerzucam kanał – muszę posłuchać najnowszego kawałka zespołu – przerzucam kanał – muszę – przerzucam kanał – nie mogę – przerzucam kanał – powinienem – wyłączam telewizor.
A weźcie się wszyscy ode mnie odpierdolcie!

*****

Tia. Jak już mówiłem, dziś jest dziwny dzień. Ogólnokrajowy, przedweekendowy szał macicy. I nawet mucha potrafi zdenerwować. Bo siedzi na firanie. Żeby jeszcze latała, czy coś, ale tylko siedzi i ziewa. I patrzy na mnie tym nieprzytomnym wzrokiem. I pewnie zaraz nasra. No przecież wściec się można!
Mógłbym ją wygonić, zanim skasztani mi się gardinę, ale nie. Ktoś musi ponieść konsekwencję tego dupiatego dnia. Niech cierpi mucha, niech cierpi za wszystkich! Niech swoją śmiercią odkupi nasze grzechy, nerwy, niepokoje! Nie wypuszczę! Bo pewnie na wolności rozsmarowałaby mi się na szybie samochodu, nie, tak nie będzie!
Łapię bydlę za skrzydło, ziewający owad nieprzytomnie patrzy na mnie zaspanymi ślepiami. Podchodzę do doniczki, puszczam muchę na listek. Ten w ułamku sekundy zamyka swą paszczę, unieruchamiając owada w trawiącej pułapce.
Fakju pokrako bzykata!

*****

Od razu lepiej. Mucha się trawi. I słoneczko jakby w tym momencie wyszło. I ptaszek zaczął ćwierkać… Spokój spływa na mą duszę. Tak, mucha uratuje ten dzień.
I roślinka jakaś taka zadowolona. Coś jakby liściastą mordą się do mnie uśmiecha, pomlaskując po cichutku…

…czy ja aby nie zapomniałem wziąć jakichś tabletek?

Możesz również polubić…

3 komentarze

  1. Co Ja Plotę? pisze:

    I po co te wkurzające pytania?! Weź ludziom nie zwracaj głowy swoimi wpisami. Długi weekend idzie, milion rzeczy do zrobienia, tyle trzeba kupić, tyyyleee… ;P
    Wszystko z Tobą w normie 😀

  2. Heretyczka;] pisze:

    nie no spoko, ale wiaderko zoloftu powinieneś mieć pod ręką.. 😀

  3. Heretyczka;] pisze:

    a w zasadzie jak sobie myślę, to czy Ty aby PMS nie masz?? trza było se wiaderko lodów kupić 😛

Skomentuj Co Ja Plotę? Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *