Sobiesprzeczne-nieścisłości kolidujące z nieprawdą, zamieszkały w nadmiarze centymetrów.
Totalny bezsens, bowiem klęska urodzaju dotyczy pustki, która pomimo próżni, z której jest zbudowana, przygniata masą. Faktem istnienia.
Zupełnie, jakby nicość osiągnęła punkt krytyczny, stan całkowity zero-minus-jeden i implodowała na zewnątrz, rodząc z nicości materię. Jakby ktoś płaszczyznę o grubości jednego punktu wykręcił na lewą stronę i zaczął ją dźgać cyrklem. Nienamacalny burdel można by zdefiniować pojęciem chaosu. Ale chaos powinien opierać się na materii, a nie zanegowanym istnieniu. Nawet nie tyle zanegowanym istnieniu, co potwierdzonym nieistnieniu. Chociaż w zasadzie nie da się zanegować czegoś do stanu, w którym nie istnieje, bo wtedy nie można potwierdzić faktu istnienia rzeczy nieistniejącej.
Może to właśnie z tego powinna narodzić się Gaja?
Klęska urodzaju. Nadmiar centymetrów kwadratowych gniecie w potylicę, dostarcza zbyt dużej ilości powietrza do oddychania, drażni tym, czego nie widać i dopieszcza tym, co pod dupskiem. Sobiesprzeczny-urodzaj wciąż zadaje pytania o to, kiedy w końcu powstanie forma docelowa, kiedy ściany zostaną nazwane, metry określone, a sufit zabezpieczy przed Gnębiwtryskami?
Co zawiśnie na dumnej piersi betonu, który pozwolił nam nazwać się domem?
***** ***
Po lewej dyptyk Z. Po prawej też jego Głowa.
A na lewo od okna coś, od czego nawet rzygi obserwatora się zrzygają.