Szczelina Frakcji N / Jaskinia Frakcji N. Nigdy więcej.

Jaskinia Szczelina Frakcji N musiała trochę poczekać na swoją kolej. Pomimo, że już kiedyś byłem w tej jaskini, nie pojawiła się ona na blogu. W trakcie pierwszej wizyty we Frakcji, natknęliśmy się na prowadzoną w tamtym momencie eksplorację. Po krótkiej rozmowie z eksplorującymi doszliśmy do wniosku, że nie będziemy przeszkadzać robiąc zbędne zamieszanie pod ziemią i po pobieżnym zwiedzeniu jaskini, wycofaliśmy się z obiektu. Zrezygnowałem też z publikacji opisu – po co ludziom zwalać na łeb zbędny tłum.
Był to rok 2018.
Ponad 5 lat później znów stajemy pod tym obiektem. Tym razem nikt nie kopie, więc nie będziemy przeszkadzać. Szczelina Frakcji N wita przyjemnym chłodem, to też szybko uciekamy do jej wnętrza chroniąc się przed lipcową spiekotą.
Wg informacji zawartych na planie, nie będziemy mieli zbyt dużo do roboty. W zasadzie chciałem w końcu zobaczyć całą jaskinie i zerknąć, o ile w stosunku do posiadanego planu udało się w 2018 (i później) powiększyć obiekt. No i trochę mózg r0zj3bało. Szczelina puściła i to bardzo. Plan w zasadzie skończył się po kilkunastu minutach, później już schodziliśmy coraz głębiej bez większego pojęcia o tym, w którą stronę się poruszamy. Pewne było jedynie to, że leziemy w dół.
Metr po metrze Jaskinia Frakcji N zaczęła się zmieniać. Wcześniej stabilne, myte ściany dające poczucie bezpieczeństwa, zostały zastąpione przez kruszejące kamulce, które z każdym metrem wydawały się mniej stabilne i słabiej osadzone.
Znajdujemy w końcu dno albo jedno z den. Domyślam się, że Jaskinia Szczelina Frakcji N nie została przez nas zwiedzona cała: po dojściu do jednego z (chyba) najniższych punktów docieram do granicy poczucia bezpieczeństwa i zaczynam odpuszczać pchanie się w każdą dostępną dziurę. No, może poza jeszcze tamtą jedną, która znów się rozwija w dwie drogi, z której jedna znów idzie w dół i tak bez końca.
Nastaje moment, w którym trzeba jasno powiedzieć: „sp13rdalamy”. Zostawiamy kilka odnóg, które jeszcze prosiły się o sprawdzenie i zaczynamy pchać się w górę licząc na to, że syf nad naszymi łbami trzyma się lepiej, niż na to wygląda.
Nie, nie trzyma: prześlizgując się przez ciaśniejsze miejsce, poruszam strop, od którego odrywa się część materiału skalnego. Szacowany na 5 litrów objętości element klinuje się na luźnych kamieniach i zawisa mi nad kolanami. Generalnie wszystko kołysze się w każdej płaszczyźnie. Nawet za bardzo nie mam tego jak zrzucić: raz, że jestem pod i nie mam się gdzie odsunąć, a dwa, że nad niestabilnym elementem jest cała masa jemu podobnych kamulców gotowych, by rozpocząć swoją drogę w dół na skrzydłach grawitacji.
Kilka minut zajmuje mi takie poskładania się, by bezpiecznie wyjąć dupsko z problematycznego miejsca. Nie robię nawet jednego zdjęcia by oznaczyć niebezpieczny etap, po prostu sp13rdalamy w bezpieczniejsze partie.
Ewakuacja. Nie odwrót taktyczny, rezygnacja czy wycofanie, to była po prostu ewakuacja. Wiem, że pisałem już o sypkich miejscach (patrz: Kryształowa, Szmaragdowa), ale tam… Tam było „jedynie” prawdopodobieństwo. W przypadku Frakcji na dupę wsiadł mi prawdziwy strach, a zagrożenie nie wynikało z dostrzeganych możliwości osunięcia się czegoś, lecz z już trwającego procesu, którego byłem integralną częścią.
To była doskonała lekcja pokory.
Jaskinia Szczelina Frakcji N? Nigdy k*rwa więcej.
***** ***
Na deser najlepsze: kilka dni po wizycie w Jaskini Szczelina Frakcji N, nadal nie dawała mi spokoju kwestia tego, które z nowych partii zwiedziliśmy i jak bardzo plan nie pokrywał nam się z tym, gdzie udało nam się wleźć.
Objawienie przyszło podczas ostatniej rozmowy z jednym z eksploratorów Frakcji w momencie, gdy nie mogliśmy dojść do porozumienia w temacie lokalizacji byłego zacisku i partii ciągnących się za nim. Gdy w końcu zdecydowałem się na jakże szalony eksperyment i obróciłem zdjęcie planu jaskini o 90 stopni okazało się, że rura, którą wchodziliśmy nie była rurą południową. Tak, udało mi się pomylić przy odczytywaniu planu i dopiero kilka dni po wyjściu z dziury zrozumiałem, gdzie byliśmy, dokąd doszliśmy oraz która partie udało nam się zwiedzić.
Tym oto sposobem „nowa” część jaskini okazała się rozwinięciem studni, rura wejściowa ślepym korytarzem, a ja okazałem się bałwanem, który nie poradził sobie z odczytaniem rysunku.
I co teraz?
No niby nic, bo Jaskinia Frakcji N została zaliczona i nie mam zamiaru tam wracać, ale z drugiej strony wypadałoby wpaść tam jeszcze na chwilę i przejść się po dziurze trzymając plan tak, jak wszystkie prawidła speleologiczne nakazują…