Jaskinia Wierna

Jaskinia Wierna jest niesamowita: ona i Studnisko cały czas toczą w mojej głowie wojnę o to, która jest na Jurze Tą Pierwszą. Nie za bardzo wiem, po co któraś z tych dwóch jaskiń miałaby formalnie zostać Królową Jury, bo obydwa obiekty są ze sobą nieporównywalne, mają zupełnie innych charakter i wymagają innej pracy, a jednak… cały czas się ścierają w zakamarkach mojego łba.
A po plecach depcze im Jaskinia Przepaść.
Ale do sedna.
Wierna przywitała nas ciepło, przyjaźnie zapraszając do zwiedzenia każdego zakamarka. Człapiąc, pełznąć czy przeciskając się jej korytarzami, czułem trochę bezsens tego lecenia do końca korytarza tylko po to, by odklepać i wracać zaliczyć jeszcze jedno zakończenie jakiejś odnogi. Większość tego w pozycji co najmniej pochylonej, z dużą ilością błota i… po co?
Odnoszę wrażenie, że tego dnia wystarczyłoby mi położenie się w jakiejś sali z dużą ilością nacieków, bym mógł sobie po prostu leżeć i bezmyślnie patrzeć na krople wody tworzące kolejne mikrometry stalaktytu.
Nie było na to czasu.
Poganiani przez zegarek, który przypominał o godzinach wyjścia i wieczornych obowiązkach, obeszliśmy większość obiektu. Niezmiennie pięknego i przypominającego, dlaczego warto patrzeć nie tylko pod nogi: Jaskinia Wierna dzięki swojej budowie, miejscami otwiera nad głową niezmierzone przestrzenie zwieńczone wspaniałymi naciekami. Oczywiście nie jest to skala przestrzeni porównywalna z tym, co można znaleźć w Tatrach, ale tu też jest się czym zachwycić, na ten charakterystyczny, jurajski sposób.
Czym się różniło to przejście od mojej pierwszej wizyty w Wiernej?
Wydaje mi się, tym razem miałem czas i przestrzeń na to, by poza wnętrzem dziury, poznawać także trochę bardziej siebie, moje oczekiwania względem jaskini, reakcje na zmęczenie czy chwilową niewygodę, mogłem bardziej czerpać z wygodnego siedzenia w przerwie i mocniej cieszyć się z trzech minut gapienia się na kroplę, która w końcu i tak spadła dopiero wtedy, gdy się odwróciłem.
To trochę tak, jakby ustępujący szał poznawania nowej jaskini, robił wolne miejsce w czasie i przestrzeni na to, by czerpać z jaskini trochę pełniej. Dojrzalej?
Ta wizyta w Wiernej była inna. Inaczej płynął czas, inaczej zasysało błoto.
W żadnym przypadku gorsza. Po prostu wiem, że nic nie muszę, więc bardziej cieszę się z tego, że mogę.
***** ***
To zejście było pod jeszcze jednym względem wyjątkowe.
Miałem możliwość obserwacji raczkującego speleologa, którego jeszcze trawi gorączka jaskiniowa powodująca zachłystywanie się potrzebą zwiedzenia KAŻDEGO korytarza JUŻ TERAZ, jak najszybciej. Miałem okazję podglądać klubowego, starszego kolegę, który naprawdę bardzo dużo już widział i w zupełnie inny sposób czerpał przyjemność z wizyty w Wiernej.
I zacząłem się zastanawiać: jaką w tym wszystkim pozycję i rolę mam ja?
***** ***
Dziękuję Stowarzyszeniu Speleo-Myszków za możliwość odwiedzenia obiektu.