Jaskinia Żabia: pocałować kratę

Czwartkowe popołudnie, pogoda dopisuje, można ruszyć w stronę Jury odwiedzić kilka leżących obok siebie jaskiń. W ramach Tour De Żabia i S-ka, na celownik trafiają:

– Jaskinia Żabia,
Jaskinia Sulmowa,
Jaskinia Wielka Studnia Szpatowców.

Jeśli będzie wystarczająco czasu, to może jeszcze zerkniemy, jak wygląda Jaskinia pojednania Hanysów i Goroli. Praktyka pokazała, że czasu na ostatnią dziurę oczywiście nam zabrakło.

Pogoda dopisała, więc droga do Żabiej zeszła nam równie szybko, co przyjemnie. Otwór zapraszająco rozdziawiał przed nami swoją paszczę, ptaszki ćwierkały, jakiś ambitny kleszcz starał się pożreć mnie razem z kombinezonem.

A co w samej Żabiej? Niewiele. Jaskinia Żabia nadal jest zakratowana, zjazd do poziomu kraty można traktować jako okazję do rozprostowania lin, ewentualnie przećwiczenia przepinek w oszałamiającej liczbie dwóch. O ile dobrze pamiętam.

Dziura nie zajmuje nam więcej, niż kilka/kilkanaście minut. A szkoda, żyły widoczne w ścianach za kratą, mogłyby być ciekawym obiektem do pooglądania.

Zbieramy się na górę, pora ruszyć w kierunku Jaskini Sulmowej.

I tu ciekawostka: dzień wcześniej miałem małe problemy z żołądkiem (że się takim eufemizmem posłużę). Myślałem, że solidne nawodnienie, przespana noc, zjedzone śniadanie bez późniejszych efektów specjalnych i dalsze nawadnianie się, pozwolą mi w pełni korzystać z dobrodziejstw Żabiej i spółki. Tymczasem, jak się okazało, organizm chyba trochę więcej czasu potrzebował na regenerację po wszelkich gastroatrakcjach dnia poprzedniego. Można powiedzieć, że po wyjściu z jaskini czułem się jak po dziesięciu godzinach w Czarnej.

Chociaż w sumie, czy to wyszło mi na złe… Pół godziny na jaskinię, a efekty jak po tatrzańskim trawersie. Tyle czasu zaoszczędzone!

Pora ruszać dalej, Sulmowa czeka.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *