Kusięta takie są. Cabanowa, Towarna, Dzwonnica.

Kusięta takie są, że bez względu na porę roku i pogodę, przywołują uśmiech. Bo tak.

Bo każdy centymetr kusiętowskiej ziemi, to wspomnienie. Czasami lepsze, czasami gorsze, ale finalnie – zawsze radosne. Gdziekolwiek postawi się nogę, tam spod ziemi wyłażą skojarzenia, przeżyte chwile, tam wokół snują się cienie tych, którzy byli z nami, lecz odeszli. Tam każdy kawałek skały ma swoje znaczenie, bo w tej mieszkał PAJUNK, z tamtej spadłem, a na kolejnej noc była zupełnie inna, niż wszystkie pozostałe. Zupełnie, jakby niepozorny, zielony plac między skałami zagiął sobą czas i przestrzeń i złączył je w sałatkę o smaku równie wybornym, co komunijna oranżada i pączki Babci Zosi.

Każde dotknięcie skały, każdy zapach, wywołują tak zintensyfikowaną masę wspomnień, że można zapomnieć, po co tym razem się przybyło w tę okolicę. Że jest coś do zrobienia. I nawet selfie przy tym cholernym, piaszczystym podjeździe wygląda na tyle dobrze, że chciałoby się je gdzieś wrzucić, tyle, że akurat mistrz drugiego planu musiał się odlać dokładnie w momencie, gdy robiłem fotę.

Dramat.

Nigdy mnie nie interesowało, jaką historię mają Kusięta. Tam zdaje się był jakiś cmentarz, czy obóz? Czy coś w ten deseń? A może ze względu na bliskość do Olsztyna, stacjonowały tam 600 lat temu jakieś wojska i można by coś z wykrywką wygrzebać? Ale czy to miałoby jakieś znaczenie?
Wątpię.

Kusięta w moim własnym mikroświecie zbudowały swoją własną opowieść, w pełni spersonalizowaną historię wzlotów i upadków, chorób i powrotów do zdrowia, pierwszych kroków i maratonów.

Gdyby się wznieść na szczyty literacko-wodolejskiego uniesienia, można by pisać: “a moje prochy rozsypcie na kusiętowej ziemi, a sypcie na bogato ze szczytu skał na Małych Towarnych z wiatrem wiejącym na północ, by wspomnienia po mnie pokryły i skałę i miejsce po namiocie i do jaskiń aż zaleciały, bo jeno tam byłem szczęśliwy i spełniony”.
Chvja prawda.

Poza tym, uświnić wszystko popiołem? Bez sensu. Kto to później będzie sprzątać?

Po prostu tam wszystko jest spasowane trochę bardziej.
…a jaskinie?

Nie wiem, zadziwiły mnie. Były równie gościnne co zwykle, tak samo przyjemne, jak zawsze. A jednak… coś się zmieniło. Trochę inaczej zacząłem je dostrzegać przez „obiektyw”. Inaczej zaprezentowały mi się na monitorze. Inne ich części wymagały uwiecznienia, osadzenia w nich człowieka, wszystko stało się nawet nie tyle inne, co… no właśnie.
Jakie? Nie wiem.
Jakby tym razem zdjęcia smakowały trochę inaczej.

Czy jest sens pisać na temat tych jaskiń cokolwiek więcej? Wątpię. Czasami po prostu najlepiej zamknąć ryj i jeszcze przez kilka chwil nacieszyć się wspomnieniami.

Jaskinia Cabanowa:

Jaskinia Towarna i Dzwonnica:

***** ***

A gdyby komuś się jednak chciało poczytać, co wcześniej pisałem o tych jaskiniach:

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *