Przeglądając któregoś dnia dostępne w Internecie zdjęcia Jaskini Brzozowej, natrafiłem na ciekawe foto: schowana przy jakichś zaroślach, pionowa studnia idąca kilka metrów w dół. Obiekt ten pojawiał się w kilku galeriach luźno związanych z Brzozową. Jak się okazało, za tajemniczą dziurą kryła się Jaskinia Ludwinowska.
Jaskinia – dużo powiedziane. W zasadzie nie wiem, czy mamy tu do czynienia bardziej z jaskinią, czy schroniskiem. Na upartego można powiedzieć, że jeśli się wciśnie głowę w jeden z otworów i zamknie oczy, to faktycznie nie widać światła słonecznego. Czyli, że niby jednak “jaskinia”.
Ludwinowska to przyjemny, piwo-piknikowy obiekt. Spory okap nad wejściem pozwala schować się w razie deszczu, proste dojście sprawia, że przyniesienie wielopaków piwa nie jest wielkim wysiłkiem, a i miejsce na ognisko się znajdzie. I właśnie w takich celach jest wykorzystywana opisywany obiekt. Jasno na to wskazują pozostałości po niejednym epickim party hard.
Ze wspomnianym pozostałościami to nie jest tak, że Jaskinia Ludwinowska jest pełna śmieci. Mamy w niej… porządek. Pięknie wysprzątana dziura bije o głowę swoim stanem to, co znaleźć można przy wejściu do Towarnej. Czyli jednak da się wykorzystać walory dziury i nie zostawić za sobą syfu… szok.
Zwiedzanie jaski nie wymaga niczego poza odrobiną światła. Jak już wspominałem – słońce dociera prawie wszędzie. Sam obiekt jest pozbawiony jakichkolwiek atrakcji. Jak już ktoś powiedział, ta jaskinia jest smutna. Nie zmienia to faktu, że gdyby komuś po wizycie w Brzozowej brakowało kilku metrów do przeczołgania, może podejść kawałeczek pod górę, gdzie Jaskinia Ludwinowska udostępnia możliwość borowania dziobem w ziemi, podczas próby wyjścia którymś z bocznych korytarzy jaskini.
*****
Więcej zdjęć: Jaskinia Ludwinowskia.