Scenki rodzajowe.

Lubię momenty, gdy po przebudzeniu w obcym miejscu, staram się w nocy, po ciemku przemieszczać szlakami wypracowanymi we własnym mieszkaniu. Efektem chodzenia jedynymi poprawnie politycznie drogami na terenie nijak niepokrywającym się z tym do czego przywykłem, są zazwyczaj próby przenikania przez ścianę, wysikania się pod oknem, lub szukania kranu przy telewizorze.
Nie ma to jak nagły rozbłysk olśnienia: “ha! nie jestem u siebie tylko na wsi z teściami! tylko… czemu w takim razie wędruję po domu nagi..?”
Tia.
*****
Znów jestem słomianym wdowcem. Korzystając z ostatnich chwil razem, postanowiliśmy z Najwspanialszą-Z-Żon udać się na romantyczny spacer mający na celu zdefekowanie psa. Stanęliśmy więc w cieniu kasztanowca, otulił nas szum sapiącego szczekacza (widocznie coś nie mógł się opróżnić) i podziwialiśmy tak sobie otoczenie, to doceniając zieleń drzew, to zachwycając się odległością na jaką odcharknął robotnik na pobliskiej budowie, ogólnie sielanka. Niestety żołądek mój pracując nieco nadgorliwie wytworzył dość duży zapas powietrza który postanowiłem wypuścić z organizmu (i to nie tą stroną, gdzie są usta)… Napiąłem się więc subtelnie i już miałem przynieść zbawienie przemęczonym trzewiom, gdy doszły mnie słowa Najwspanialszej-Z-Żon:
– chyba nie masz zamiaru pierdnąć przy damie?
na co nie do końca rozumiejąc co Najwspanialsza-Z-Żon ma na myśli, zacząłem się rozglądać za świadkiem moich bączurskich zmagań, wypowiadając słowa:
– nie widzę jej, schowała się za drzewem?
I znów foch. Co ja takiego powiedziałem?
Czasami nie ogarniam kobiet…

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *