Złamanejra muzykejra.

Do dziś nie mogłem wpaść na to, po jaką cholerę podczas treningu cały czas brzdękoli z radia coś, co określa się mianem podkładu muzycznego do ćwiczeń. Przez ponad miesiąc czasu nie udało mi się odkryć jakiegokolwiek związku pomiędzy rytmem, muzyką, a śpiewem. Lejące się z głośników dźwięki przywodziły mi zawsze na myśl dwa kopulujące na bębnie koty z przywiązanymi do ogonów puszkami.
No sorry, chyba nie jestem wykształcony muzycznie w tę stronę..

Dziś nastąpiło objawienie. Wszystko nabrało sensu, a kakofonia dźwięków gwałcących me uszy nabrała znaczenia, wartości, a nawet Celu przez duże “C”. Objawienie spłynęło na mnie podczas przekładania sobie lewej nogi prawą stroną przez głowę z jednoczesnym obracaniem się na lewej ręce wokół prawej stopy.
Słowem uzupełnienia trzeba nadmienić, że dzień dzisiejszy był dniem trudnym. Powodem zmartwień był jogurt, który to nierozważnie zeżarłem godzinę przed treningiem. Nie pomyślałem, że pół litra mlecznej paciajki, owoców i bakterii może sprawić, że żołądek zamieni się w wytwórnię metanu będącą w stanie zasilić sporych rozmiarów silnik odrzutowy. No właśnie. Dziś nauczyłem się jednego: muzyka na treningach jest po to, by człowiek mógł sobie siarczyście pierdnąć nie obawiając się wykrycia przez współtowarzyszy niedoli…
O muzyko moja kochana płynąca z głośników! Pomimo, żeś jest niezrozumiała dla mnie to wiem, że uratowałaś dziś mnie przez rozerwaniem na dwoje! Nie jest ważne dla mnie na chwilę obecną, czy Capoeira nabiera jakiegoś specjalnego znaczenia dzięki muzyce, nie liczą się dla mnie duchowne doznania w dniu dzisiejszym. Muzyko moja! Tyś wyrazista, głośna i zagłuszająca niczym pędząca lokomotywa i startujący F16 razem wzięte, nikt Cie nie pokona, nikt ponad Cię się nie wzniesie, i choćby przyszło tysiąc atletów i każdy zjadłby tysiąc kotletów i choćby nawet nie wiem jak się naprężał, to Cię nie zagłuszą. Taki Twej muzycznej mocy ciężar!
Amen!

Zostaje jeszcze do rozwiązania jeszcze jeden problem: jak pozbyć się woni rodem spod pozalepianej pachy spoconego bizona który przebiegł w duszny dzień cały maraton… Bo okien na sali to otworzyć się nie da..

*****

Capoeira. Udało jej się zastąpić siatkówkę. Stała się czasem i miejscem, gdzie mogę wypocić z siebie wszystkie stresy naniesione na moje barki przez niezliczone zastępy ćwierćinteligentnych użytkowniczek posiadających maksymalnie dwa do trzech zwojów mózgowych: jeden do kontrolni zwieracza by się nie zesrać, 2gi odpowiedzialny za oddychanie, trzeci opcjonalny odpowiada za obsługę Naszej Klasy.

Szkoda jeno stóp. Te cierpią niezmiennie tracąc skórę płatami. Zastanawiam się czasami, czy nie zacząć zbierać odpadów skórnych i nie zanieść do rymarza – będzie jak znalazł materiał na portfel…

A propos: okazało się, że odcisk to nie to samo co kurzajka. Jedno można potraktować zębami, a 2go ponoć lepiej nie tykać siekaczem. Nie wiem kompletnie o co chodzi, bo ani noga mi nie uschła, ani ryja nie urwało…

Możesz również polubić…

4 komentarze

  1. Rosomak pisze:

    jak to kruca z głośników..

  2. 30lat pisze:

    ano normalnie. najpierw dźwięki wydawane są paszczowo i precjozowo, potem jest trening z głośnikami, a na koniec znów dźwięki są wydawane paszczowo i precjozowo.

  3. Anonimowy pisze:

    :):)

    Tak odnośnie ostatniego akapitu. Kurzajka to tak dokładniej brodawka, czyli rodzaj grudki. Odcisk to dokładniej pęcherz, bo jest to zmiana wypełniona płynem, ustępująca bez pozostawienia blizny.

    Oprócz tego wyróżniamy jeszcze: plamy, guzki, guzy, krosty, bąble pokrzywkowe i pęcherzyki 🙂

    Pozdrawiam
    Student medycyny 😀

  4. Anonimowy pisze:

    Oda na cześć muzyki- MAJSTERSZTYK! 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *