Bluzeczka

Kolejny dzień poszukiwania butów. O zgrozo, tym razem mają to być buty dla mnie. Jeszcze pół biedy, gdyby to miały być buty do chodzenia, ale niestety nie ma tak dobrze. Jako, że moje ukochane prastare Adidasy treningowe postanowiły dokonać żywota epicko drąc się na troje podczas jednego z kopnięć godnych samego Chucka Norrisa, stoimy teraz przed zadaniem: zrobić mi dobrze obuwiem.
Jakkolwiek by to nie brzmiało.

Przepełniona miłością atmosfera zakupów wyczuwalna jest z kilometra: Najwspanialsza-Z-Żon toczy pianę z ust widząc, jak zadaję czterdziestemu sprzedawcy te same pytania dotyczące pięt, siateczek, podeszwy, gwarancji, ja staram się zabić wzrokiem kolejnego człowieka który nie jest w stanie mi wytłumaczyć różnicy pomiędzy siateczką dziurkowaną po prostej a siateczką dziurkowaną po skosie. Generalnie wszystko wygląda jak połączenie gestapowskiego przesłuchania z tradycyjnym świńskim świniobiciem.

Wychodzimy z kolejnego sklepu. Oczywiście nic nie było odpowiedniego na moją stopę. Człapiemy w stronę następnego punktu na mapie, gdy nagle Najwspanialsza-Z-Żon przechodzi z trybu kup-już-cokolwiek-bo-będą-warzywa-na-obiad w tryb fajna-dziś-pogoda-przytul-mnie-zobacz-jaka-ładna-bluzeczka.
Znaczy się, że zanim ogarniam co się dzieje, Niewiasta pryska mi w stronę sterty wieszaków po lewej. Cholera, nie upilnowałem, to mam.
Z miną straceńca prowadzonego na szafot, podchodzę do wieszaków obserwując Najwspanialszą-Z-Żon. Ta borując jak dzik w kartoflisku, zdejmuje przekłada i odkłada kolejne wieszaki wprowadzając chaos do poukładanego wg koloru i rozmiaru dotychczasowego porządku w ciuchach. Sprzedawczyni widząc, jak efekt jej wielogodzinnego układania szmatek odchodzi w zapomnienie, pociąga nosem roniąc łzę. Pojedyncza łezka stacza się po jej policzku, zostawiając wypłukany ślad w kilogramie podkładu na otynkowanym licu. Momentalnie spod spłukanego tynku zaczynają wyłazić jakieś dziwne przebarwienia, krostki, pryszcze… Odsuwam się dwa wieszaki dalej zastanawiając się, czy aby sprzedawczyni nie jest jakąś zamaskowaną kosmiczną jaszczurką, czy coś…
Tymczasem Najwspanialsza-Z-Żon coraz wyraźniej zbliża się do Zakazanej Półki. Tak, tej Półki, która jest kwintesencją zła, bezguścia, oznak kryzysu wieku średniego i umykających nieodwracalnie lat. Podchodzi do Półki, na której leżą ciuchy w panterkę i zeberkę.
O nie, chyba kutfa nie!
Niewiasta zerka na mnie i widząc minę kota srającego wśród kaktusów, na wszelki wypadek odsuwa się od Zakazanej Półki. No!

Podchodzę do Najwspanialszej-Z-Żon rzucając okiem na coś co dynda przewieszone przez Jej rękę. Cholerka, jesteśmy w sklepie z ciuchami, a Ona znalazła gdzieś folię termiczną do okrywania ofiar wypadków. I to taką dziwną, bo tam jakby takie coś jak rękaw jest zrobione i… o kurwa…
– zobacz jaka ładna bluzeczka!!! – oznajmia radośnie Niewiasta.

W dupę. No chyba nie… a jednak tak. Dżona w podskokach wpada do przebieralni, szybko wskakuje w nowy ciuch i po chwili okazuje się w bluzce, której złocisty blask sprawia, że jest lepiej widoczna z kosmosu niż Wielki Mur Chiński i Piramida Cheopsa razem wzięte.
A teraz padnie TO pytanie.
– podoba Ci się?

Tak, podstawa, to szczerość w związku. Najparlamentarniej jak się da, próbuję wskazać pewne minusy związane z wyborem TEJ bluzki:
– …no ładna, Twojej mamie by się podobała…

*****

Dobę później temat TEJ bluzeczki nadal jest na topie. Usłyszałem już wszystko na temat chamstwa, prostactwa, bezguścia, kilkanaście razy padło stwierdzenie, że bluzeczka i tak będzie kupiona, a w ogóle to co ja sobie wyobrażam – w końcu Najspanialsza-Z-Żon nie ma już dziewiętnastu lat, więc mam się pogodzić z tym, że sposób ubierania będzie się zmieniał. No to, że Niewiasta moja nie jest już nastolatką to zauważyłem, ale kurde, dlaczego robić ciuchowy przeskok z lat 20 od razu na 40?!

To samo centrum handlowe, ta sama alejka. Tym razem szukamy książki dla mnie. Chciał nie chciał, trzeba będzie przejść obok sklepu z Zakazaną Półką i Bluzeczką Niezgody. Nie da się ukryć, z Babą człowiek nie wygra, jak się toto zaprze z jakimś pomysłem, to szybciej człowiek by przegonił Jehowych spod drzwi niż wygrał z Babą.
Zbliżamy się do wysokości sklepu. Najwspanialsza-Z-Żon dla podkreślenia focha teatralnie odwraca głowę w drugą stronę.
– no dobra, chodź, kupimy tą bluzkę.
– teraz to ja nie chcę.
– dobra, nie pitol, miejmy to z głowy.
– nie, bo tak to ja nie chcę.

Pięknie. Klasyczna sytuacja: mam focha i nie chcę, ale nie mogę za bardzo mówić że nie chcę, bo pomyśli że faktycznie nie chcę i założy że nie chcę, a ja tak naprawdę chcę tylko tego nie pokażę. No i niech mi w końcu kupi tą bluzeczkę!

– Kobieto, weź mnie nie denerwuj, idziemy po bluzkę!
– ja nigdzie nie idę.

No to jak nie idziesz to nie idź, ja idę a Ty dotrzesz tam ze mną. Przerzucam sobie Najwspanialszą-Z-Żon przez ramię i ruszam w stronę sklepu. Stojący obok ochroniarz przygląda się zdziwiony jakby nie wiedząc, czy jest świadkiem zalotów, czy gwałtu. Niewiasta moja szamoce się – ale nie za bardzo, protestuje – ale też nie za bardzo. Na wszelki wypadek zatyka mi usta ręką bym czegoś nie palnął wchodząc do sklepu.
Wchodzimy. Sprzedawczyni rzuca okiem to na Najwspanialszą-Z-Żon, to na poukładane wg kolorów i rozmiaru bluzeczki. Wnioskując w wyrazu jej twarzy – zaczyna się żegnać z porządkiem i ładem na wieszakach.
Ale nie tym razem. Najwspaniasza-Z-Żon zdecydowanym ruchem porywa Bluzeczkę Niezgody i galopuje w stronę kasy. Znaczy się wieszakowy ład nie został naruszony.
Za to teraz następuje tradycyjny podział obowiązków w rodzinie: Niewiasta podsuwa Sprzedawczyni Bluzeczkę, ja podsuwam Sprzedawczyni Kartę.
Dwie minuty i pięć piknięć terminala później temat Bluzeczki wydaje się zamknięty.
Wracamy do domu.

*****

Późne godziny wieczorne. Po raz srylionowy Najwspanialsza-Z-Żon przegląda się w lustrze ociekając samozadowoleniem i zajebistością. Ubrana Bluzeczka Niezgody wali mnie po oczach jakbym oglądał próby atomowe na Mururoa.
– naprawdę nie podoba Ci się ta bluzeczka?
– jakoś mi nie pasuje, potrafisz lepiej podkreślić ciuchami swoje walory. A ta Cię postarza…
Ten tekst zazwyczaj działa. Zazwyczaj.
– ale mnie się podoba i będę w niej chodzić.
– no, na przykład będziesz mogła ją zakładać jak będziesz szła na Bingo.

Merdaty momentalnie pryska pod stół, ja ewakuuję się do łazienki. Cholerna bluzeczka. Wchodzę pod prysznic. Strumień wody zagłusza dochodzące zza drzwi łazienki wrzaski na temat świń, idiotów i chamów. Kompletnie nie wiem o co chodzi…

Możesz również polubić…

8 komentarzy

  1. tygrys pisze:

    heheheheh
    mam to samo z nie wiadomych powodów moja wczoraj strzeliła focha. by pokazać że ja takiego zachowania nie bede tolerował tez sie nie odzywam i mam w dupie wszystko.

    a buty w końcu kupiłeś?

  2. 30lat pisze:

    Kupiłem. Nieziemsko wygodne, na treningu spisują się świetnie. Ale na ulicę to w nich nie wyjdę…

  3. Anonimowy pisze:

    Kupiłem. A kto je znalazł?!
    NZŻ

  4. Unknown pisze:

    Hmm, byc moze kobieca rasa mnie w tej chwili zlinczuje ale to co napisałeś jest po prostu świetne 🙂 Dzieki Bogu że Żonka nie dotarła do tych panterek, zeber i innych tego typu modowych dziwolągów 😉

  5. '- no dobra, chodź, kupimy tą bluzkę'. – TE bluzke, tak dla porzadku.

  6. Zabawny tekst – ale moim zdaneim SF a nie real 😀 z prostego powodu- dlaczego jakakolwiek zona mialaby dyskutowac z mezem zakup ciucha zamiast po prostu isc i kupic?:D Naprawde panowie Wasze ego i przekonanie , ze bedziemy sie pytac co robic jest zadziwiajace 😀

  7. Anonimowy pisze:

    Małżeństwo, związek, ludzie rozmawiają, dyskutują również na temat bluzki niezgody – SF to ty kobieto(?) jesteś, skoro tego nie rozumiesz, nie doświadczyłaś. Najczęstszy temat "kłótni'' sklepowych i przyczyna fochów apokaliptycznych to 'bluzeczki niezgody'. Przykład: znajomi przyjechali na grilla, młoda (tak, męża kumpel się ożenił z panną 7 lat młodszą czym wzbudził szacun kolegów i vkurv ich żon, mój również, choć młoda fajna jest i niegłupia) od bramy coś mniamnioli o turkusowej bluzeczce z jakimś żółtym ptaszkiem. Mniamnioli, mniamnioli (rozumiem, też zazwyczaj mniamniolę na podobnym tle). Młodej chłop, za mało dobitnie wyraził swój entuzjazm w temacie żółtego ptaka (tłiti mu było – ptaku , nie chłopu) – niedobór entuzjazmu miał miejsce w poniedziałek, grill w sobotę. Po trzecim piwie zmniamniolony mąż młodej zawezwał taksówencję i pojechał nabyć drogą kupna rzeczoną bluzeczkę z ptakiem… za 19.99…. mieszkamy na wsi, 15km od centrum miasta, od sklepów, od bluzeczek… taksówką *urwa… w dwie strony… Ładna bluzka, turkusowa, twarzowa, z ptakiem… tłiti mu było

  8. Anonimowy pisze:

    Mam podobnie. Idziemy z żoną na zakupy dla mnie, a wracamy z Bluzeczką Niezgody + kilka innych pierdulaszczych rzeczy

Skomentuj Anonimowy Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *