Jaskinia Racławicka (Grzmiączka)

Z Jaskinią Racławicką jest trochę jak z lubianą ciotką. Człowiek nie do końca pamięta, jak wygląda, ale zawsze mile wspomina drobne upominki, którymi ciotka dzieli. Nie oznacza to, że w Grzmiączce trafił nam się jakiś niespodziewany baton czy inny przysmak w prezencie – po prostu zawsze pojawia mi się uśmiech na twarzy, gdy wspominam tę jaskinię.

Bo Jaskinia Racławicka to tak naprawdę dwa wypady. Pierwszy, jeszcze w 2013(?) roku, gdy szukając Grzmiączki zjeździliśmy wszystkie okoliczne wsie, pola golfowe i – mniej lub bardziej świadomie – prywatne podwórka, oraz wyprawa z końca 2014 roku, zakończona sukcesem. Znaczy się – wejściem w odpowiednią dziurę. Jaskinię. No, wiadomo o co chodzi.

W przeciwieństwie do 2013(?) roku, tym razem nie trzeba było obawiać się nieco dziwnych (a zarazem sympatycznych) staruszków tłumaczących, że wejście do jaskini jest tam, gdzie kończy się podwórko tego Nowaka, ale wie pan, bo Nowak to stary esbek i komuch – tfu! jego mać! – i od tego podwórka tam jest dalej droga i ona idzie idzie idzie pod górę, to właśnie nie ta droga do jaskini tylko ta inna, bardziej od strony chałupy tych prawników, co to wie pan, wybudowali sobie pałac zamiast córką się zająć co to teraz po wsi chodzi i zgorszenie szerzy tymi – za przeproszeniem – juwenaliami prawie na wierzchu noszonymi i rozumie pan, proszę ja pana… 
Tak, tym razem poszło łatwiej: GPS jednoznacznie wskazywał kierunek, należało jedynie przebrnąć przez pola, lasy, zarośla, chaszcze jakieś. W zasadzie, samo dojście do dziury mogło przyprawić w najlepszym wypadku o zawał.

jaskinia-raclawicka-grzmiaczka-01

Gdy w końcu oczom naszym ukazała się wymarzona krata – padliśmy szczęśliwi na ziemię. W końcu czekał na nas przyjemny, podziemny chłód, tak wyczekiwany w momencie, gdy człek w upale przedziera się przez krzaczory w wybitnie ciepły poranek.

jaskinia-raclawicka-grzmiaczka-03

Jaskinia Racławicka. Nie była zbyt rozległa, nie wymagała zbyt wyuzdanych technik dyndania na linach, w zasadzie cała wizyta przebiegła miło, sprawnie, bez angażowania większych pokładów energii. Można powiedzieć, że najtrudniejszą częścią wyprawy było samo dojście do dziury. No i oczywiście wypłakanie się po podejściu w taki sposób, by nikt nie widział.

jaskinia-raclawicka-grzmiaczka-04 jaskinia-raclawicka-grzmiaczka-08

Poza Czeskim Korytarzem, dno jaskini nie dostarczało większych atrakcji, oczywiście pomijając “Z-etki”, o których z powodu swoich gabarytów mogę zapomnieć…

jaskinia-raclawicka-grzmiaczka-07

Wszystko co dobre – szybko się kończy. Po zwiedzeniu dostępnych korytarzy, nie pozostało nic innego, jak zapakować tyłek na linę i ruszyć do góry…

Podsumowując: Grzmiączka to przyjemna, niezbyt wymagająca jaskinia, do której z chęcią kiedyś wrócę 🙂 Tylko trochę tak jakby bardziej późną jesienią, a najlepiej zimą, by znów się nie zaplątać w te wszystkie trawy, krzaczory i inne suchorośla… Bo jakoś tak głupio, gdy na człowieka omotanego bluszczami wszelakimi, zerka z sufitu nietoperz z klasycznym wyrazem WTF na pyszczku i ogólnie wyrazem ciężkiej zadumy nad tym, co to za połączenie krzaka, diabła i zarośniętej motopompy trafiło do jaskini….

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *