Pani Jaskinio, to znów ja!

Nie znalazłem pod ziemią tego, po co tam wyruszyłem. Nie rozumiem.

Wszystko przebiegło zgodnie z planem, warunki były fenomenalne, jaskinie optymalnie dobrane (hehe), co najważniejsze: noga… nie było żadnych problemów z nogą. Tak jakoś się zagadaliśmy i zaangażowaliśmy w to, co robimy, że kolano nie przebiło się przez bieg wydarzeń.

Wszystko to nie zmienia faktu, że nie znalazłem pod ziemią tego, po co tam schodziłem.
I nie wiem co to jest.

Dobra, udowodniłem, że potrafię chodzić bez wspomagaczy pod górkę, z górki potrafię zejść, mogę brodzić w śniegu po kolana i jak koślawa kozica przepełniona dziecięcą radością, zbiec z góry na złamanie karku by w pełni szczęścia wyhamować ryjem w śniegu.
Pokazałem sobie i całemu światu (dla którego to zupełnie nieistotne), że już potrafię. Mogę.
Ale co z tego? Co dalej?

Siedząc w miejscu, gdzie historia wciąż zatacza koło, opierając się o skały będące świadkami wielu mniej lub bardziej szczęśliwych początków, chłonąc zapach wilgoci, ciesząc się z twardych kamieni pod dupskiem, już wybiegałem myślami do przodu zastanawiając się, jak będę mógł spożytkować dzisiejsze emocje. Cieszyłem się zbierając materiały w głowie, na karcie pamięci, w worku emocjonalnym i w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że jedyne co będę w stanie zrobić z tym wszystkim, to… jedynie odtworzyć, relacjonować. Ale nigdy w ten sposób nie stworzę czegoś nowego. Snując opowieści o tym, gdzie byłem, co robiłem, jak to czułem, jedynie pokazuję coś, co było moim udziałem i… nic więcej.

Cudownie jest coś przeżywać, brać w czymś udział, być czegoś integralną częścią, ale na jakimś etapie przestaje to wystarczać. Potrzebuję czegoś, co nie mieści się w jaskini.

***

Jaskinie, jaskinie, jaskinie. Przez kilka lat były celem samym w sobie. Były narzędziem do przeżywania momentów ważnych, były miejscem do sprawdzania granic swoich możliwości, były okazją do przełamywania własnych ograniczeń. Tyle, że to wszystko nagle straciło… przestało być istotne?

Marzył mi się Mastodont, ciągle mam nierozwiązaną kwestię jednego z trawersów, pewnie jeszcze kilka tematów mógłbym znaleźć. Wczorajszy wypad udowodnił, że mógłbym.
Ale po co?

Niedziela. Wypad pod ziemię stał się odmienny z jeszcze jednego powodu: nie był celem samym w sobie, był środkiem do celu, jaskinia istniała jedynie jako narzędzie do zrealizowania planu. Została odarta z magii, odebrano jej miano źródła szczęścia. Stałą się “tylko” drogą do niego.
Widziałem to, pośrednio uczestniczyłem w tym. Dziwię się, że tak można, że są rzeczy, przy których dziura może być niczym więcej, jak kluczem francuskim, albo lewarkiem.
Tak, wydarzyło się w niej coś pięknego, tam, pod ziemią, ale jednocześnie… dalsze życie potoczy się na powierzchni. To tam zajdą najistotniejsze zmiany.

Hurrrrra, potrafię chodzić w śniegu, czołgać się, brodzić, podchodzić, schodzić, przeciskać, podbiegać i jakże to wszystko jest nieistotne.
Ostatnio schodziłem do dziury w maju 2019. Minęło dwadzieścia miesięcy. W tym czasie pojawiły się nowe rzeczy, nowe tematy, nowe projekty, do których mi bliżej emocjonalnie, niż do zaliczenia kolejnej otchłani w ziemi.

Szokuje mnie to, nie potrafię tego zrozumieć, pojąć. Nieśmiertelne jaskinie stały się mniej istotne niż były kiedyś. Przegrały walkę o moją uwagę z przekopywaniem kolejnych podstron w poszukiwaniu miejsca, gdzie jest zdecydowanie więcej słońca. Wyczekiwanie wiosny przestało się wiązać z otwarciem sezonu jaskiniowego, wyczekiwanie wiosny to…

Już całkiem inna bajka.

Możesz również polubić…

4 komentarze

  1. Daniel Kusz pisze:

    Witaj, czy to znaczy, że rezygnujesz z jaskiń czy szukasz prócz nich alternatywy? bardzo chętnie wracam na Twój blog. Jest źródłem informacji, których nie znajdzie się nigdzie. Jutro wybieram się na jaskinię Malinowską i być może Salmopolską (tak przy okazji). Czy wiesz może czy można teraz wejść do Wiślańskiej i Miecharskiej?
    Pozdrawiam,
    Daniel

    • emil pisze:

      Cześć. Na temat Miecharskiej i Wiślańskiej(?) nie mam żadnych świeżych informacji. Pamiętaj tylko, że Miecharska może być zamknięta klapą w okresie, gdy zimują tam nietoperze.
      Co do bloga i jaskiń: trochę zmieniło się moje podejście do nich, trochę inną rolę zaczynają pełnić w moim życiu, ale… nie, nie rezygnuję.
      Dwa(?) tygodnie temu znów miałem być pod ziemią, niestety pokonał mnie męski katar. Kolejne wizyty w dziurach już wkrótce, natomiast nie będą to tak ‘okazałe’ (hehe) wyprawy jak do tej pory.

      • Daniel Kusz pisze:

        Czekam z niecierpliwością : )
        Każdy ma inne cele, trzeba też zmieniać horyzonty i próbować innych rzeczy bo monotonność zabija. Życzę Ci abyś dalej rozwijał swoją pasję i zamiłowanie do jaskiń jak również te inne, które nadchodzą. Będę dalej śledził blog bo jest taki…po prostu życiowy.
        No to lecę na Malinowską>>>>

  2. Daniel Kusz pisze:

    Czekam z niecierpliwością : )
    Każdy ma inne cele, trzeba też zmieniać horyzonty i próbować innych rzeczy bo monotonność zabija. Życzę Ci abyś dalej rozwijał swoją pasję i zamiłowanie do jaskiń jak również te inne, które nadchodzą. Będę dalej śledził blog bo jest taki…po prostu życiowy.
    No to lecę na Malinowską>>>>

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *