Jaskinia Między Sosnami – podsumowanie niespeleologiczne

Informacja na start: ten wpis nie ma nic wspólnego z samą Jaskinią Między Sosnami. W temacie wspomnianej dziurwy, proszę się kierować do wpisów:

***** ***

Zmieniło się sporo, a nawet bardzo dużo. Głupie wyjście do jaskini zasygnalizowało mi, że od jakiegoś czasu trochę inaczej działam w sytuacji… nie tyle niekomfortowej, czy niosącej zagrożenie, co bardziej… mogącej wcześniej być katalizatorem eksplozji nie do końca pozytywnych emocji.
Pamiętam, jak jakiś czas (kilka lat) temu przytkało mnie przy którejś dziurze: wściekły i bezsilny motałem się jak opętany, nie tylko nic nie osiągając, ale i jednocześnie niepotrzebnie tracąc energię niezbędną do wyjścia z opresji.

Tamta sytuacja wiązała się z irytacją wynikającą z pozornej bezsilności. Sytuacja z soboty była już odbierana całkiem inaczej: Jaskinia Między Sosnami postawiła przede mną przeszkodę, którą po prostu należało jakoś pokonać, znaleźć sposób rozwiązania problemu. Bez zbędnych działań, emocji, czy wydatków energetycznych. Bo i po co?

Tak, wydaje mi się, że dopiero teraz zaczynam dojrzewać do rozwiązywania problemów. Że wykształcił się we mnie dystans niezbędny do tego, by oszacować stan rzeczywisty i chyba coraz rozważniej dobierać rozwiązania problemów, które pojawiły się na horyzoncie. Taki jakby bonus do starości, który to jest… całkiem fajnym bonusem.
No bo po co się wypalać?
Po co?

I co ciekawe: jakoś nie widzę po tym wszystkim co się zdarzyło w sobotę, możliwości rzucania w cholerę tematem dziur, bo „się nie zmieściłem”. No cóż, bywa, są otwory większe i mniejsze. Bywa łatwiej i trudniej. Trzeba wybierać dziurska z większym otworem wlotowym i tyle.

Chce mi się w Tatry.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *