Pół żartem, pół serio: załadunek

Parking przed marketem budowlanym.
W cieniu przeładowanego wózka sklepowego stoi Srebrna Strzała. Obok stoimy my. Zastanawiamy się z Najwspanialszą-Z-Żon, jak upchać do Srebrnej strzały dwanaście paczek paneli, rolkę gąbki, wiadro, wór gipsu, wór gładzi, pace, worki i sryliard innych dupereli które nie wiadomo po co kupiliśmy.
Oceniając na pierwszy rzut oka – paczka paneli jest dłuższa niż szerokości Strzały, zaś ilość paczek z panelami w sumie stanowi większą kubaturę niż bagażnik i siedzenia z tyłu razem wzięte.
Cicho wycofuję się poza stertę zakupów próbując zwalić problem na Najwspanialszą-Z-Żon. Wszak widziałem na własne oczy, jak z torebki wielkości koperty wyciągnęła kiedyś worek marchewki dla konia, kosmetyczkę, dwie parasolki, telefon, szczotkę i coś co przypominało połączenie blendera z paralizatorem.
Najwspanialsza-Z-Żon przeczuwając moje zamiary, uprzedziła me plany stwierdzając stanowczo:
– Ty ładuj od tyłu, a jak nie będzie chciało wejść, to ja klęknę i będę ciągnąć.
Przechodzący obok jegomość zachłysnął się popijaną colą. Jego żona podejrzliwie zerknęła na nas miotając wzrokiem błyskawice. Uśmiechnąłem się kaprawo w stronę kobiety, po czym ująłem w dłoń pierwszą paczkę paneli. Stanąłem przed zadkiem Srebrnej Strzały oceniając rozmiar paczki i ilość miejsca w prześwicie pomiędzy tylnym siedzeniem a bagażnikiem.
– Od tyłu nie wejdzie, jest za mało miejsca.
– A gdzie tam nie wejdzie, wpychałeś już większe rzeczy w dziursko, weźmiemy kocyk, będzie poślizg to i cały sprzęt Ci się zmieści i wejdzie w tył do samego końca.
Gdzieś z oddali dotarły do naszych uszu kolejne pokasływania krztuszącego się jegomościa. Tym razem pokasływaniom towarzyszyło donośne plask! sugerujące, że dostał strzał z liścia w łysinkę.
Ja tymczasem przymierzam paczkę paneli. O ile jedna jeszcze jakoś wejdzie, nawet trzy albo i cztery dam radę wepchnąć do bagażnika, tak dwunastu nijak nie damy rady załadować. Podejmujemy decyzję: pchamy wszystko na tylne siedzenie, a drobnicę wsadzimy do bagażnika.
– Dobra, Dżona, ja wkładam, Ty w razie czego ciągniesz – stwierdziłem wpychając pakunki do samochodu.
Rozbujana zwiększającym się obciążeniem Srebrna Strzała popiskuje cicho, gdzieś ponad piskami zawieszenia niosą się nasze głosy:
– nie wsadzaj mi tu tego!
– o gdzie mam wsadzić?
– tu bardziej w górę! no, teraz lepiej, pchaj mocniej!
– przecież pcham!
– to pchaj jeszcze mocniej, już czuję że weszło prawie do końca!
Przechodzącej obok kobiecie spadły z wafla dwie kulki lodów.
– czuję że weszło – wysyczała Najwspanialsza-Z-Żon – ale jest jeszcze wolna szpara, wsadź mi w nią coś grubego i krótkiego!
Więc pcham. Niewiasta moja wypięta asekuruje mnie rękoma, pot perli się na moich skroniach, rozchylone usta Najwspanialszej-Z-Żon rwącym oddechem łapią powietrze. Samochód bezustannie buja się i trzeszczy.
– złap z drugiej strony i ciągnij, ja będę popychać lędźwiami!
Starowinka na pobliskim przystanku autobusowym uczyniła znak krzyża spluwając przez lewe ramię.
– to wciskaj jeszcze jeden pakiet, czuję że teraz wejdzie!
Posłusznie odwracam się po kolejną paczkę paneli. Odnoszę wrażenie, że połowa parkingu nam się przygląda. Do porządku przywołuje mnie głos Najwspanialszej-Z-Żon:
– no wsadzaj mi bo czekam tu gotowa!
Przejeżdżający na rowerze ochroniarz zaczepia kierownicą o śmietnik i prawie spada z roweru.
– już idę – odpowiedziałem – nie zmieniaj pozycji!
Do trzeszczącego zawieszenia dochodzi trzeszczenia naszych kręgosłupów i stawów. Najwspanialsza-Z-Żon dając odpocząć plecom, zaczęła podtrzymywać paczki udami:
– daj uda wyżej bo nie mogę wepchnąć do końca!
– ale już wszystko mnie boli!
– to wypnij się i unieś wyżej biodra, będzie mi wygodniej wkładać!
Właściciel samochodu stojącego obok chcąc wejść do swojego pojazdu, nie trafia kluczykiem w zamek. Drżąca dłoń trzymająca kluczyk ześlizguje się z zamka i zarysowuje drzwi na połowie ich długości.
Ja tymczasem dopycham ostatnią paczkę panelami i biorę worki z gładzią i gipsem. Najwspanialsza-Z-Żon zdziwiona kształtem i wagą zbliżających się obiektów, nie wie co zrobić.
– wory, teraz ciągnij za wory!
– nie wiem jak złapać, nie mieszczą się w dłoni!
Przechodzący obok młodzieniec bez mała wjeżdża wózkiem w tyłek kolesia stojącego z rozdziawioną japą na środku jezdni.
– ja już sama nie wiem co mam robić!
– ciągnij!
– ale co?!?!
– gówno, ciągnij obiema rękami za wory!!!
– ale nie chcą już wejść!!!
– to dopychaj, wal  kolanem albo pięścią po worach!!!
Weszły.
Weszły wszystko. Zmieściło się. Stoimy z Najwspanialszą-Z-Żon przy srebrnej strzale. Wokół nas cisza. Cały parking milczy. Kilka osób czerwieni się na twarzy, kilka chce chyba bić brawo, ze dwie wyglądają jakby miały zaraz dostać ataku serca. Szepcę do swojej Drugiej Połowy:
– nie wiem o co chodzi, ale oddajemy wózek i spierdalamy stąd, jakość dziwnie na nas patrzą.

*****

Minęło trochę czasu. Za nami srylionowy dzień remontu. Siedzimy z Najwspanialszą-Z-Żon w ikeowskiej rzygodajni, zagryzając kawę najdroższym na świecie kawałkiem ciasta. Podkrążone ze zmęczenia oczy śledzą leniwie ruch samochodów na parkingu, drżące z przemęczenia ręce niepewnie kierują widelec z ciastkiem w stronę otworów gębowych. Ogólnie nastrój rodem z nocy żywych trupów.
Na parkingu spory ruch. To podjeżdżają kolejne samochody, to znów inne odjeżdżają… Pośród nich gdzieś na dole stoi nasza Srebrna Strzała. Niewielka, niepozorna, średnio nadająca się do przewożenia czegokolwiek poza naszymi dupskami. Do tego bagażnik wielkości parszywej, linia nadwozia też już niezbyt futurystyczna… Pod gimnazjum to człowiek już by nic na ten samochód nie wyrwał.
Obok stoi Navarra. Wielka, lśniąca, z gigantyczną przestrzenią ładunkową, z wysokim zawieszeniem, wielkim, mocnym silnikiem i olbrzymimi kołami które poradzą sobie tam, gdzie Srebrna Strzała nie dałaby rady podjechać. Zerkam z zazdrością na sąsiada Srebrnej Strzały: z takim kufrem mógłbym zawsze mieć przy sobie narzędzia, sprzęt do focenia, śpiwór, namiot, nawet siodło i worek owsa dla Rudego Ciula! Gorzki smak zazdrości odbija mi się w ustach. Dojadamy ciastko, dopijamy kawę, idziemy polować na wieszaki.
Mija kilkanaście minut. Idziemy do samochodu. Właścicielka Navarry ciężko walczy z upchaniem czegoś w przestrzeni bagażowej. Zerkając na samochód – szacuję że musi próbować wepchnąć jednocześnie komplet mebli kuchennych, dwie kanapy i ze trzy biurka, jeśli ma problemy ze zmieszczeniem wszystkiego w swoim samochodzie. Navarrowa niewiasta odchodzi na chwilę od bagażnika odsłaniając to, co nie chce się zmieścić w jej gigantycznym pojeździe. Z bagażnika wystaje kawałek deski do prasowania.
Stajemy z Najwspanialszą-Z-Żon jak wryci. Niewiasta moja szepce mi do ucha:
– ty patrz, laska nie potrafi zmieścić w Nawarze deski do prasowania! A my przewieźliśmy Srebrną Strzałą pół mieszkania!
Radosne…
– Bruahahaahaha
…wyrwało się z mojej piersi. Zdziwiona wybuchem radości właścicielka Nissana zerknęła na mnie podejrzliwie. Krztusząc się ze śmiechu poczłapałem w stronę swojego auta… Deska do prasowania… do Navarry nie weszła… O ja pierdolę…

Możesz również polubić…

12 komentarzy

  1. Heretyczka;] pisze:

    taaa… damska torebka to inny wymiar- to portal do równoległego wszechświata!
    A tak swoją drogą ciekawa jestem co to właściwie jest to skrzyżowanie blendera z paralizatorem? 😉
    A swoją drogą rozmowy przy pakowaniu zawsze muszą być sugestywne, nic nowego, chociaż po bandzie . 😉

  2. Anonimowy pisze:

    hahahahhahahh! po miszczowsku, jak zawsze!! ;p

  3. Anonimowy pisze:

    Nie no rozwaliłeś mnie na łopatki i nie mogę się przestać śmiać, a tam konie czekają bo głodne… 🙂

  4. Anonimowy pisze:

    Dżizaz 🙂 buahahahahahahah, dobrze, że kończyłam jeść, bo monitora nie doczyściłabym jak nic :)))) jesteś moim mistrzem, serio 🙂

  5. kibur pisze:

    Stary, teraz to ja cię myślę przetłumaczyć na każdy język jaki znam hahah, aby kumplom to pokazać:-) 🙂
    Fantastycznie to zebrałeś!! Dawno tak się nie uśmiałam.
    Tak stary temat zebrać tak ślicznie, świeżo,z takim jajem i z polotem-to trzeba mieć talent:-) Świetnie piszesz! a ja się świetnie bawię czytając twoje teksty 🙂

  6. Justyna Hinz pisze:

    Wiadomo! Ja kiedyś do Tico zapakowałam trzyczęściową szafę 😀
    Mistrzowska notka 😉

  7. kudlaty pisze:

    Zboczeńcy!!!!:) natychmiast do proboszcza doniosę, grozi ekskomunika, takie rzeczy na parkingu…

  8. Anonimowy pisze:

    Nie wiem komu dziękować,że zaglądnąłem tu w niedzielne popołudnie. Gdybym zaczął to czytać jutro w pracy to od ręki został bym okrzyknięty wariatem i obłąkanym.
    Tak trzymaj

  9. Anonimowy pisze:

    Navarra to w ogóle jest porażka – niby wielka, pakowna landara, a jak masz więcej niż 1,4m wzrostu, to z tyłu nie wysiedzisz

  10. Anonimowy pisze:

    Bo grunt to umieć włożyć 😉
    pozdr.
    K.

  11. Anonimowy pisze:

    Oplułam monitor piwem 😀

  12. Myszka pisze:

    Ulga, wielka ogromna ulga po przeczytaniu tego posta. Jak dobrze, że nie tylko ja miałam takie historie parkingowo/remontowe/zalesiające ( nawet zalesiające)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *