Idzie zima.
Wstęp w stylu: okiem 30latka
Niedziela. Siódma rano. Albo ósma. Chyba jakieś przesunięcie czasu było, czy coś w tym stylu…
Najwspanialsza-Z-Żon posapuje przez sen, ja kręcę się z boku na bok starając się wywinąć ze splotu wijących się wszędzie kończyn. Czasami wydaje mi się, że śpimy w 10 osób: wszędzie jakieś ręce, nogi, oczy, uszy, nie da się wejść do łóżka bez przydeptywania czyjejś racicy…
Wykonuję nurka pod kołdrę i przeciskając się pomiędzy wszędobylskimi stawami i porannymi bąkami, wypełzam z łózka na zimną podłogę…
Zimno w stopy. Kapcie nie do zlokalizowania. Pewnie Merdaty podpierdzielił. Nie wiem po kiego grzyba mu moje kapcie, nosi je w nocy i przegląda się w lustrze, czy jak?
Krótka wizyta pod prysznicem, szybkie przygotowanie kawy i oto jestem ja: poranny 30latek.
Wstęp w stylu: okiem Najwspanialszej-Z-Żon
– Ja pierdziele, nie możesz nawet w niedzielę dłużej spać? Tylko będziesz mi się teraz po mieszkaniu kręcić i hałasować!
Wstęp w stylu: okiem Merdatego
– O, wstał, pewnie zaraz mnie nakarmi, tak tak tak nakarmi mnie, nakarm mnie nakarm nakarm, o wiem, pokażę mu jak potrafię sobie ładnie wylizać odbyt!
Wstęp w stylu: wszystkie gimnazjalistki piszczą:
Niedzielny poranek przywitał mnie kubkiem gorącej, aromatycznej kawy. Zbliżyłem się do okna – z parapetu uśmiechały się do mnie płatki pierwszego śniegu. Otuliłem się się mocniej kocem i w towarzystwie wiernego psiska siadłem do klawiatury. Delikatny szum wiatru za oknem pieścił uszy, sunące płatki przywodziły na myśl jakiś natchniony taniec tysięcy skrzących się w porannym słońcu istot.
Wstęp w stylu: a jak było naprawdę?
Budzi mnie cisnący klocek. Tak, zdecydowanie chce mi się srać. Wystawiam spod kołdry lewą gałkę oczną oceniając sytuację. Może uda się skoczyć na szybką kupkę i wrócić do łóżka.
A taki ch*j!
Siądź człowieku nad ranem gołym dupskiem na zimną deskę – budzi lepiej niż litr kawy. Oczywiście do posiedzenia najlepsza jest komórka – zwierzęta w grze same się nie nakarmią.
Gdy po kilkunastu minutach kaczki są nakarmione, krowa wydojona, owcze runo sprzedane, a zad tak zdrętwiały, że można go przypalać rozżarzonym piętnem nie obawiając się bólu. Pora udać się pod prysznic.
*****
Nie, poranki nie mają w sobie nic poetyckiego, natchnionego, pierwszy rzut okiem za okno nie przywodzi na myśl epickich porównań, wspomnień z widzianych kiedyś śnieżnych krain. Pierwszą, najprawdziwszą myślą na widok białego miasta, jest:
– ale śniegu najebało!
Nie ma tu miejsca na owijanie się kocem i nostalgiczne siorbanie kawy przy oknie. Trzeba zamiast tego jakimś sposobem wypchnąć Merdatego z domu na poranny spacer pilnując, by cwane bydle nie ułatwiło sobie życia i zamiast dzielnie brnąc przez śniegi w stronę osiedlowego sralnika – nie walnęło kloca obok wyjścia z klatki schodowej.
Bo w łapy zimno i chodzić dalej się nie chce.
O odśnieżaniu samochodu już nic nie napiszę. Za brzydkie słowa cisną mi się na klawiaturę…
Tia… Nadchodzi zima.
oj boski…czy Ty się kiedyś zmienisz???
Nie zmieniaj się 😉
Cudowny wpis 🙂 W sam raz na poranek z…kawą w łóżku 😉
Miłego dnia 🙂
wrocil, wrocil, wrocil! (chor piskow gimnazjalistek w tle)
z hipochondrycznego zajmowania sie swoim przyrodzeniem
Jakiego hipochondrycznego? Ja wcale nie czuję się lepiej, kiedy czuję się gorzej 😉
Nie wiem do jakiej grupy wstępów ja się zapisuję, kiedy tylko ujrzawszy śnieżek zaczynam podskakiwać i piszczeć tak głośno, że z mojego czwartego piętra to mnie chyba na parterze słyszą 😛 Pal lichą, że mój mąż z lekkim przerażeniem na twarzy otworzył (nie wiedzieć czemu – nagle ) oba oczy ze zirytowanym "śnieg?" 😛 Cóż… I tak zostałam społecznym wyrzutkiem 😛
Pozdrawiam 🙂
Ha! Idealnie opisany poranek w życiu realnym 🙂
ale lepiej sie czujesz, jak piszesz, ze gorzej sie czujesz, to wystarcza az nadto
zajebiste! uśmiałam się do łez 🙂
Eeeeeeee tam, coś mi tu śmierdzi nadinterpretacją ;P Poza tym jak nie patrzeć – ja zamknąłem ze swojej strony temat atrybutów, to Ty się jakoś jego uczepiłeś oplatając wszystko sugerowaną mi hipohondrią ;P 😉
to nie sugestia, zart ino
ale fakty sa takie, ze tych odcinkow jest ze czterdziesci i sam powiedz, co sie w nich glownie miesci (zart, zart!)
Powiedz wprost, że notki z czasów okołoszpitalnych były wg Ciebie do dupy i będzie od razu wiadomo, o co chodzi 😀
no ale co z tymi kapciami ? Agares w nich chodził czy po prostu je pożarł 😉
Agares nie żyje od +/- 5 lat 😉
nie byly, tylko duzo ich bylo i monotematycznie, a swiat tak ci roztacza uroki swe, ze pelna garscia brac
czyli zemsta zza światów – tak myślałem, to pewnie zemsta za karmienie ryżem 😉